Logo
Wydrukuj tę stronę

Polskie zamówienia publiczne zdominowane są przez przetarg nieograniczony. Zdominowane, a właściwie przytłoczone. Pomijając zamówienie z wolnej ręki, które z definicji jest niekonkurencyjne oraz zapytanie o cenę i negocjacje bez ogłoszenia, które z natury są trybami ograniczonej konkurencji, w których nie publikuje się ogłoszenia o zamówieniu, na każdy tysiąc przetargów nieograniczonych przypada dziesięć przetargów ograniczonych, trzy licytacje elektroniczne, jedne negocjacje z ogłoszeniem oraz jedna dziesiąta dialogu konkurencyjnego. Oznacza to, że robiąc setki postępowań rocznie, wielu zamawiających nie stosuje ani razu prekwalifikacji.

Dane te muszą przemawiać do wyobraźni. Jeśli jeszcze dodamy do tego fikcyjne prekwalifikacje, czyli takie, w których zamawiający przewiduje krótką listę dłuższą od liczby chętnych wykonawców (przez lata celowała w tej praktyce GDDKiA), mamy obraz, w którym prekwalifikacja jest instytucją całkowicie zapoznaną1. Tymczasem prekwalifikacja jest właściwym narzędziem kwalifikacji wykonawców.

CO TO JEST PREKWALIFIKACJA

Zacznijmy od przypomnienia, że prekwalifikacja oznacza sprawdzenie zdolności (kwalifikację) wykonawców do należytego wykonania zamówienia zanim zostaną oni zaproszeni do składania ofert. Postępowania obejmujące prekwalifikację są wszczynane poprzez ogłoszenie o zamówieniu publikowane na tych samych zasadach, jak w przypadku przetargu nieograniczonego. O ile jednak ogłoszenie o przetargu nieograniczonym zaprasza wszystkich chętnych do składania ofert, inne ogłoszenia o zamówieniu zapraszają wykonawców do złożenia wniosku o dopuszczenie do udziału w postępowaniu.

Wszczynając postępowanie z prekwalifikacją, zamawiający z góry określa liczbę wykonawców, którzy zostaną zaproszeni do udziału w postępowaniu (w przetargu ograniczonym minimum 5, w negocjacjach z ogłoszeniem i dialogu konkurencyjnym minimum 3). Wraz z wnioskiem należy złożyć oświadczenia i dokumenty podmiotowe, tj. dotyczące zdolności wykonawcy do należytego wykonania zamówienia.

Na podstawie otrzymanych informacji zamawiający w pierwszej kolejności sprawdza spełnianie warunków udziału w postępowaniu. Jeśli wykonawców spełniających warunki jest nie więcej, niż miejsc na krótkiej liście – zapraszani do postępowania są wszyscy spełniający warunki. Jeśli spełniających warunki jest więcej, niż miejsc na krótkiej liście – zamawiający wybiera najlepszych wykonawców stosując do tego celu kryteria selekcji. Co do zasady nie jest zapraszanych do postępowania więcej wykonawców, niż miejsc na liście - chyba, że zamawiający przewidzi np. zaproszenie kilku wykonawców tak samo sklasyfikowanych (ex aequo na ostatnim miejscu). Zakwalifikowani wykonawcy są zapraszani do, w zależności od trybu: złożenia ofert (przetarg ograniczony), złożenia ofert wstępnych (negocjacje z ogłoszeniem) lub udziału w dialogu (dialog konkurencyjny).

DLACZEGO WARTO PRZEPROWADZIĆ PREKWALIFIKACJĘ?

Przypomnijmy, że wszystkie wymagania wobec wykonawców zamawiający może stawiać na dwa sposoby: jako warunki lub jako kryteria. Warunki to wymagania określone ostro, ocena ich spełniania jest dychotomiczna (zero-jedynkowa).
Wykonawca nie spełniający warunków udziału podlega wykluczeniu, a oferta nie spełniająca wymogu postawionego w postaci warunku – odrzuceniu. Nie wolno oceniać w jaki sposób warunek jest spełniony, w szczególności „ledwo-co”, czy „z dużym zapasem”. Kryteria przeciwnie: są to wymagania stawiane w sposób miękki, oceniane na skali: „w jakim stopniu spełnia”.

Oceniając świat przy pomocy warunków widzimy „czarno-biało”, coś jest albo dobre albo złe; oceniając przy pomocy kryteriów staramy się uchwycić odcienie szarości.

Oznacza to, że tam, gdzie można jednoznacznie stwierdzić „to – tak, tamto – nie”, gdzie można jednoznacznie określić wymagania, których niespełnienie powoduje nieuzyskanie koniecznych rezultatów zamówienia – tam wyrażanie wymagań w postaci warunków ma sens i jest możliwe do zastosowania. Wszędzie jednak tam, gdzie zamawiający nie może lub nie powinien definitywnie, bezwzględnie stawiać jakiegoś wymagania – nie powinien formułować go w postaci warunku. Jak często jednak sprawa jest tak prosta, że można bez wątpliwości stwierdzić „to – tak, tamto – nie” i czy aby na pewno nie jest lepszym rozwiązaniem przejście ze stawiania wymagań w postaci warunków na wymagania określone jako kryteria.

Powyższe rozważania w takim samym stopniu odnoszą się do stosowania kryteriów oceny ofert, jak i kryteriów selekcji. Ciekawe, że tyle się mówi ostatnimi czasy (czasem „mówi, a nie czyni”, czasem „mówi i przegina”) o zaletach stosowania pozacenowych kryteriów oceny ofert, a nie słychać zachęt do stosowania kryteriów selekcji. W obu przypadkach chodzi jednak o to samo: aby nie postrzegać świata czarno-biało, lecz uwzględniać odcienie szarości. Bo świat nie jest czarno-biały, co odnosi się w szczególności do kwestii wiarygodności wykonawców.

MOŻLIWOŚĆ WYBORU NAJLEPSZYCH WYKONAWCÓW

Przetarg nieograniczony nie dopuszcza stosowania kryteriów selekcji, a więc jedynym sposobem weryfikacji wiarygodności wykonawców są warunki udziału. Pomijając w tej chwili kwestię możliwości określania warunków udziału inaczej, niż poprzez minimalne poziomy zdolności (co nie jest ciągle w Polsce stosowane), ocena spełniania warunków pozostaje „zero-jedynkowa”. I to jest podstawowy problem: jak określić warunki, aby móc z pełnym przekonaniem stwierdzić, że ktoś, kto nie spełnia warunku nie daje rękojmi należytego wykonania zamówienia?

Jakikolwiek z warunków udziału nie wziąć pod lupę – każdy można byłoby zakwestionować (co zresztą z zapałem czynią wykonawcy w KIO). Np. „wykonawca musi wykazać, że wykonał co najmniej dwa zamówienia podobne o wartości 70% wartości przedmiotowego zamówienia”. A dlaczego dwa? – bo raz mogło się udać. A dlaczego 70%? – bo mniejsze jest niepodobne. A dlaczego nie może być pięć zamówień po 60%? A jedno o wartości (i zakresie) 300% przedmiotowego zamówienia? itd., itp.

Przede wszystkim wiarygodność wykonawcy jest cechą stopniowalną. To nie jest tak, że wszystkie firmy można łatwo wsadzić do jednego z dwóch zbiorów: wiarygodny albo niewiarygodny. I wszelkie próby określenia sposobu rozróżniania wykonawców na te dwie grupy skazane są na niepowodzenie.

Poza wykonawcami oczywiście niewiarygodnymi i tymi, którzy rzeczywiście rokują istnieje wielu, którzy są tak blisko granicy (spełnienia warunku), że odmówienie im jakiejkolwiek wiarygodności jest po prostu niepoważne. Prekwalifikacja stanowi próbę uniknięcia tego typu dylematów. Nie chodzi przy tym, aby nie stawiać warunków udziału. Warunki określone być muszą, choćby na wypadek wpłynięcia nie większej liczby wniosków, niż miejsc na liście. Jednak w przypadku prekwalifikacji zamawiający ma do dyspozycji oba narzędzia, zarówno warunki, jak i kryteria. Przy ich pomocy znacznie łatwiej określić którzy z wykonawców ubiegających się o zamówienie (kandydatów) są lepsi.

Stosowanie prekwalifikacji pozwala wybrać najlepszych wykonawców. Weryfikacja kwalifikacji wykonawców na podstawie warunków, zwłaszcza uwzględniając powyższe uwagi, nie prowadzi do wyodrębnienia grupy wykonawców rzeczywiście dających rękojmię należytego wykonania zamówienia.

Ponieważ (prawie) każdy warunek da się podważyć i wykazać, że jego niespełnienie przy określonych okolicznościach nie musi oznaczać niemożności wykonania zamówienia – zamawiający boją się stawiać warunki na odpowiednio wysokim poziomie. Aby nie narażać się na przegrany arbitraż / kontrole / kłopoty, mają tendencję, w razie wątpliwości, zaniżać lub nawet rezygnować z warunku.

Zaniżone warunki prowadzą do sytuacji, w której spełniane są zarówno przez wykonawców wiarygodnych, jak i niewiarygodnych, a przynajmniej takich, których wiarygodność jest wysoce wątpliwa. Oznacza to, że zamawiający zmusza do konkurowania ceną firmy wiarygodne, czyli takie, które utrzymują swój potencjał techniczny (kadrowy i sprzętowy) i ekonomiczny z firmami, które nie ponoszą takich kosztów. Wynik takiej konkurencji (podkreślmy: nieuczciwej, nierównej konkurencji, a więc konkurencji w sposób rażący nielegalnej!) jest prosty do przewidzenia: „teczki” i „krzaki” zawsze będą tańsze od rzetelnego wykonawcy, czego skutki obserwujemy na co dzień.

Zdefiniowano ten problem i stwierdzono, że rozwiązaniem jest stosowanie pozacenowych kryteriów o wadze co najmniej 40%. Nie bardzo widać pozytywne efekty tego rozwiązania. A ja uważam, że stosowanie kryteriów selekcji może być ważniejsze od kryteriów oceny ofert. Uważam (i głoszę na szkoleniach, co, mam nadzieję, potwierdzą ich uczestnicy), że mając do wyboru przetarg nieograniczony z różnymi kryteriami albo przetarg ograniczony z kryterium cenowym wybrałbym to drugie.

Znacznie lepsze efekty można uzyskać wybierając najtańszą ofertę jednej z najlepszych firm, niż wybierając najlepszą ofertę (ofertę rozumianą jako papier, który – jak wiadomo – wszystko przyjmie) „szemranego” wykonawcy.

EFEKTYWNOŚĆ EKONOMICZNA

Prekwalifikacja jest bardziej efektywna ekonomicznie, gdyż oznacza oszczędność pieniędzy, a może i czasu. Zarówno prowadzenie postępowania przez zamawiającego, jak i udział w nim przez wykonawcę jest czaso- i kosztochłonne.

Dla omawianego aspektu chodzi przede wszystkim o przygotowanie dokumentów podmiotowych i ofert przez wykonawców oraz analizę dokumentów podmiotowych i ofert przez zamawiającego. W przetargu nieograniczonym, po wprowadzeniu postkwalifikacji (nie wiadomo dlaczego zwanej przez wielu procedurą odwróconą), każdy wykonawca ponosi koszty przygotowania i złożenia oferty oraz dossier (zwanego w Polsce JEDZ, a Europie ESPD), natomiast koszty dokumentów podmiotowych ponosi jedynie wykonawca zwycięski.

W przypadku prekwalifikacji każdy wykonawca ponosi koszty sporządzenia dossier, natomiast koszty sporządzenia oferty ponosi 3-5 wykonawców mających realne szanse uzyskać zamówienie. Patrząc na koszty z punktu widzenia zamawiającego: w przetargu nieograniczonym zamawiający ponosi koszty badania i oceny wszystkich ofert oraz analizy dokumentów podmiotowych wybranego wykonawcy (a w przypadku, gdy on nie potwierdzi warunków – kolejnego i kolejnego…), natomiast przy prekwalifikacji zamawiający ponosi koszty analizy dossier wszystkich wykonawców, być może dokumentów podmiotowych najlepszych wykonawców (uważam, że w przypadku stosowania kryteriów selekcji należy przed zakwalifikowaniem wykonawców do postępowania sprawdzić na podstawie dokumentów podmiotowych, czy rzeczywiście oświadczenia zawarte w dossier są prawdziwe) oraz koszty badania i oceny 3-5 ofert.

Co jest tańsze? Przed wprowadzeniem postkwalifikacji było oczywiste, że dla wszystkich tańsza jest prekwalifikacja. Obecnie to zależy od stopnia skomplikowania dokumentów podmiotowych vs. ofert.

W przypadku, gdy sporządzenie, a następnie analiza dokumentów podmiotowych jest tańsza od kosztów sporządzenia i analizy ofert – nadal postępowaniem bardziej efektywnym jest prekwalifikacja. W przypadku zaś, gdy sporządzenie oferty jest proste (np. sprowadza się do wpisania ceny w określonym miejscy formularza oferty) – przewagę zyskuje przetarg nieograniczony.

Powyższe prowadzi do wniosku (na marginesie: wniosek ten wynika wprost z odpowiedniej analizy art. 55 Pzp), że przetarg nieograniczony należy stosować do prostych zamówień, obejmujących rozwiązania gotowe, dostępne na rynku, znormalizowane. W przypadku zaś zamówień bardziej skomplikowanych, wymagających dostosowania do specyficznych potrzeb zamawiającego, wymagających projektowania lub wykraczających poza znormalizowane rozwiązania – właściwym trybem jest tryb przewidujący prekwalifikację. W takich sytuacjach najprawdopodobniej koszty sporządzenia ofert przez wykonawców, a także koszty ich analizy przez zamawiającego (aspekt przedmiotowy) znacznie przewyższają koszty sporządzenia i analizy dokumentów podmiotowych.

OSZCZĘDNOŚĆ CZASU

Rozważmy jeszcze jeden element, czyli czas, jednak nie tyle nakład pracy potrzebny na przeprowadzenie postępowania (zamawiający rzadko uwzględniają ten aspekt, a przecież każda godzina poświęcona na postępowanie to wymierne koszty zamawiającego i powinny być liczone, jak w każdej firmie), co czas trwania postępowania.

Jest to pierwszy argument za przetargiem nieograniczonym: jest najszybszym trybem udzielania zamówień publicznych (i rzeczywiście, UZP podaje średni czas - 85 dni, wobec przetargu ograniczonego – 118, negocjacji z ogłoszeniem – 119, dialogu konkurencyjnego – 100 dni).

Czy rzeczywiście? A czy sytuacja nie wygląda często w taki sposób: Jeżeli zamawiający rozpoczął przygotowania do udzielenia zamówienia, które skończą się za dwa miesiące (opracowywany jest opis przedmiotu zamówienia oraz inne elementy SIWZ) to ma do wyboru dwa rozwiązania: albo będzie czekał na zakończenie prac nad SIWZ i za dwa miesiące ogłosi przetarg, albo ogłosi teraz negocjacje z ogłoszeniem lub dialog konkurencyjny, przeprowadzi prekwalifikację i zaprosi wykonawców do negocjacji / dialogu, ukończywszy w międzyczasie prace nad SIWZ. W ten sposób postępowanie, choć trwające dłużej, zakończy się wcześniej, gdyż po zakończeniu prac nad SIWZ zamawiający będzie już po prekwalifikacji.

A jeśli prace nad SIWZ się przedłużą? To i zaproszenie może zostać przekazane później, albo negocjacje mogą ulec zawieszeniu, albo… Tak więc nie jest prawdą, a przynajmniej jest nieuprawnionym uproszczeniem twierdzenie, jakoby przetarg nieograniczony był najszybszym trybem udzielenia zamówień publicznych. Na marginesie: a nawet, gdyby tak było, to pośpiech w trakcie postępowania fatalnie odbija się na czasie realizacji zamówienia, a o zakończenie realizacji zamówienia, nie o datę zawarcia umowy przecież chodzi.

OFERTY LEPSZE JAKOŚCIOWO

Dzięki prekwalifikacji zamawiający może pozyskać znacznie lepsze jakościowo oferty. Jeżeli dobry wykonawca wygrywa 10% przetargów, w których startuje, to znaczy nie tylko, że koszty udziału w dziesięciu postępowaniach musi ukryć w cenie każdej oferty (o tym już było), ale również, że nie może inwestować zanadto w udział w postępowaniu, gdyż prawdopodobieństwo uzyskania zamówienia jest niewielkie.

W sytuacji, gdy koszty przygotowania oferty są duże, gdy zamawiający wymaga dołączenia do oferty opracowań w stylu organizacja i metodyka, harmonogram, analiza ryzyka, wykonawca może poświęcić na ich opracowanie określoną ilość czasu. To przekłada się na niską jakość ofert. W przypadku prekwalifikacji, gdy do postępowania jest dopuszczonych np. 5 wykonawców, to oznacza, że każdy z nich ma 20% szansy uzyskania zamówienia. Gotowość zainwestowania znacznych sił i środków w przygotowanie oferty ze strony wykonawców jest znacznie większa.

To prowadzi do wniosku, że lepiej wybrać jedną z kilku lepszych ofert, niż jedną z wielu gorszych ofert. Bo nie jest wartością liczba składanych ofert, lecz ich jakość.

Ciekawe czemu nie rozumieją tego organa kontroli, czuwając na straży konkurencyjności i formułując zarzuty oparte na domniemaniu: a może wpłynęłoby więcej niż 8 ofert w przetargu nieograniczonym? A nawet, jeśli tak - to jaka z tego korzyść?

Ustawodawca przesądził, że liczbą wykonawców zapewniającą konkurencję w przetargu jest pięć (w negocjacjach z ogłoszeniem i dialogu konkurencyjnym – 3), a więc, skoro zamawiający może przesądzić, że zaprosi do złożenia ofert nie więcej, niż pięciu wykonawców, dlaczego miałby prowadzić postępowanie w trybie przetargu nieograniczonego w taki sposób, aby oferty mogło złożyć piętnastu wykonawców (i jest to kolejny powód, aby nie wszczynać przetargów nieograniczonych).

UKRÓCENIE HANDLU REFERENCJAMI

Prekwalifikacja pozwala ukrócić handel referencjami. Zmorą ostatnich lat zamówień publicznych w Polsce było fikcyjne powoływanie się na potencjał podmiotów trzecich.

Wiadomo było, że wykonawca może powołać się na potencjał podmiotu trzeciego przy spełnianiu warunków udziału. Nie było wiadomo, czy to samo dotyczy również kryteriów selekcji (zwanych onegdaj dla niepoznaki „stopniem spełniania warunków”, co jest sprzecznością samą w sobie). Po wielu wyrokach KIO nakazujących liczenie cudzych referencji na równi z własnymi, udało się odwrócić tę linię i uzyskać wyroki, iż udostępniany potencjał nie służy do „punktowania” doświadczenia.

Zeszłoroczna nowelizacja (uzupełniona późniejszymi zmianami) zdaje się potwierdzać linię, iż udostępniany potencjał dotyczy warunków udziału, nie kryteriów selekcji. (Na marginesie: uważam to za nadinterpretację i uważam, że zamawiający powinien mieć możliwość zarówno, brać, jak i nie brać, a także brać z inną wagą pod uwagę udostępniany potencjał w ramach kryterium selekcji, natomiast wykonawcy nie mają prawa domagać się punktowania udostępnianych referencji). W każdym razie: w przetargu nieograniczonym wykonawcy mogą bez ograniczeń polegać na potencjale podmiotów trzecich, natomiast przy kryteriach selekcji nie.

Jedno przeciwwskazanie dla prekwalifikacji wskazać należy: mała konkurencyjność rynku. Jak już wspomniano, pełne zalety prekwalifikacji ujawniają się, gdy chętnych i zdolnych do wykonania zamówienia (czyli spełniających warunki udziału) wykonawców jest więcej, niż miejsc na krótkiej liście (3-5).

Są, niestety, branże, nie spełniające tego warunku. Zwłaszcza zakwalifikowanie do postępowania dwóch wykonawców staje się niebezpieczne dla zamawiającego. W takiej sytuacji (i pod warunkiem, że nie są rzeczywiście konieczne negocjacje z wykonawcami) należy zalecać stosowanie przetargu nieograniczonego.

Zważywszy powyższe, doprawdy trudno wskazać powody, dla których przetarg nieograniczony cieszy się taką popularnością. Może powodem niestosowania trybów przewidujących prekwalifikację jest nieznajomość kryteriów selekcji. Rzeczywiście, powszechnie stosowanej jest chyba tylko jedno: liczba wykonanych wcześniej zamówień podobnych. Zamawiający określa minimalną liczbę podobnych zamówień jako kryterium, natomiast przyznaje punktów ja dodatkowe referencje. Takie kryterium selekcji rzeczywiście jest głupie: zamawiający stwierdza na koniec dnia, że wykonawca, który zrealizował 12 podobnych zamówień jest gorszy od tego, który wykonał 15. A jakie to niby ma znaczenie? Stosowanie takiego kryterium ma tylko jeden skutek: cementuje rynek nie pozwalając nowym podmiotom zaistnieć w branży. To źle.

MOŻLIWOŚĆ INNEGO OKREŚLANIA KRYTERIÓW SELEKCJI

Można kryteria selekcji określać inaczej. Przytoczę zasady prekwalifikacji obowiązujące w Wielkiej Brytanii w ramach projektu Constructionline (ciekawostka: rozwijanego jako partnerstwo publiczno-prywatne tamtejszego ministerstwa gospodarki i prywatnej firmy). Są to zasady stosowane w całym kraju do prekwalifikacji wykonawców robót budowlanych, a podane niżej przykłady pochodzą z angielskiej Hihgways Agency (odpowiednik GDDKiA)2.

Jedynym kryterium selekcji jest doświadczenie wykonawcy i brane są pod uwagę te same wymiary doświadczenia co w Polsce. Różnica polega na innym (odwrotnym), stosowaniu elementów ocenianych zero-jedynkowo (warunki) i na skali (kryteria). Sposób formułowania kryterium selekcji w Polsce: „Ile (kryterium) zamówień podobnych (warunek) wykonawca wykonał należycie (warunek)”. Kryterium selekcji w Wielkiej Brytanii: „Jak dobrze (kryterium) i jak bardzo podobne (kryterium) dwa (warunek) zamówienia wykonał wykonawca”. Porównajmy podejście do trzech wymiarów doświadczenia.

LICZBA ZAMÓWIEŃ

W odróżnieniu od polskiej praktyki, liczba wykonanych zamówień jest narzucana w postaci warunku: dwa zamówienia. Zamawiający nie wymaga wykazania się większą liczbą zamówień i nie ocenia więcej, niż dwa wskazane przez wykonawcę zamówienia, w szczególności nie przyznaje punktów za zrealizowanie większej liczby zamówień.

ZAMÓWIENIA PODOBNE

W Polsce zamawiający definiuje precyzyjnie pojęcie zamówienia podobnego (o wartości…, o zakresie…, w technologii… itp.). Takie podejście obarczone jest istotnymi problemami: jak zdefiniować zamówienie podobne, aby oddzielić wykonawców wiarygodnych od niewiarygodnych (była już o tym mowa).

W systemie Constructionline nikt nie próbuje definiować zamówienia podobnego jak warunku udziału ocenianego na zasadzie spełnia-nie spełnia. Stopień podobieństwa jest jednym z dwóch kryteriów selekcji (bo, oczywiście, stopień podobieństwa tego, co wykonawca wcześniej robił do przedmiotu zamówienia jest istotną miarą jego doświadczenia), które nie jest oceniane zero-jedynkowo, lecz na skali.

Stopień podobieństwa zamówienia referencyjnego do tego, które jest przedmiotem postępowania jest mierzony przy użyciu kilku kryteriów, z których 5 jest obligatoryjne, pozostałe powinny być dobrane by odzwierciedlić specyfikę przedmiotu zamówienia. Obligatoryjne kryteria uwzględniają następujące cechy kontraktu:

1) Rodzaj prac: budowa, przebudowa, modernizacja, remont, zaprojektuj i zbuduj, utrzymanie itp.
2) Wartość zamówienia: całkowita lub średnioroczna,
3) Czas realizacji: jak dawno roboty zostały ukończone lub stan zaawansowania (jeśli trwają),
4) Typ kontraktu: Highways Agency rozróżnia ogólne warunki ECI, ECC, DBFO, MAC, TechMAC, NEC, na gruncie polskim można byłoby wyróżnić: FIDIC, wynagrodzenie kosztorysowe, wynagrodzenie ryczałtowe,
5) Komunikacja: z klientami, interesariuszami, administracją, lokalną społecznością itp.

Dodatkowo, stosownie do okoliczności, mogą być stosowane dodatkowe kryteria:

6) Społeczna odpowiedzialność biznesu (CSR): czynniki społeczne, ekonomiczne i ekologiczne,
7) Zarządzanie ruchem: dane na temat wielkości ruchu drogowego „dotkniętego” realizacją kontraktu,
8) Sąsiedztwo: bliskość i liczebność mieszkańców „dotkniętych” realizacją kontraktu,
9) Lokalizacja: droga krajowa, lokalna, teren zurbanizowany, wiejski
10) Technologia: np. procent ceny przeznaczony na zarządzanie ruchem, systemami informatycznymi,
11) Inne, odzwierciedlające specyfikę zamówienia.

Przed publikacją ogłoszenia o zamówieniu dobierane są nie tylko kryteria (wszystkie mają tę samą wagę), ale i sposób ich oceny. To może być tak proste, jak różnice procentowe dla kryterium wartości umowy lub bardziej opisowe, na podstawie konkretnego zamówienia. Jednak sposób oceny podobieństwa umowy nie jest udostępniany wykonawcom. Ocena jest dokonywana na skali 1-5, gdzie: 1 – żadnego związku, 2 – słaby związek, 3 – podobieństwo, 4 – duże podobieństwo, 5 – zupełne podobieństwo).

NALEŻYTE WYKONANIE ZAMÓWIENIA

Zamawiający w Polsce wymaga, aby zamówienia były należycie wykonane i jest najszczęśliwszy otrzymując referencje o treści: „niniejszym potwierdza się, że firma X wykonała zamówienie Y należycie”. Tylko co wynika z takich referencji? I jak można dzielić zamówienia na wykonane należycie i nienależycie?

Czy nie należałoby oceniać stopnia jakości wykonania poprzednich zamówień, tak, jak w ramach Constructionline, gdzie kryteria oceny jakości wykonania wcześniejszych zamówień są następujące:

1) ogólne zadowolenie klienta z produktu: czy osiągnięto zakładane cele,
2) ogólne zadowolenie klienta ze świadczonych przez wykonawcę usług: organizacja pracy i zarządzanie, zatrudnianie specjalistów, dostawców, podwykonawców, relacja i komunikacja z klientem oraz interesariuszami, zarządzanie wartością, zarządzanie zmianą, zrównoważony rozwój,
3) „od razu dobrze” (Right First Time): unikanie konieczności powtórnego wykonywania robót, poprawianie błędów bez czekania na polecenie, czerpanie nauki z dobrej praktyki,
4) rzetelność szacowania kosztów: zdolność szacowania budżetu, prognozowania zmian, przewidywania kosztów,
5) rzetelność szacowania terminów: zdolność przewidywania terminów realizacji, umiejętność tworzenia harmonogramów, konieczność zmian harmonogramu.

Ocena spełniania każdego z w/w kryteriów odbywa się na skali 0-10, gdzie 0 – zupełnie niezadowalający, 2 – bardzo niezadowalający, 4 – trochę niezadowalający, 5 – ani zadowalający ani nie, 6 – zadowalający, 8 – wysoce zadowalający, 10 – całkowicie zadowalający.

Sumaryczna ocena doświadczenia wykonawcy to średnia z iloczynu punktów przyznanych każdemu z dwóch kontraktów za jakość i za podobieństwo. Takie podejście ma znacznie więcej sensu, niż liczenie jednozdaniowych referencji na sztuki.

 

1„Zapoznany to m.in. niedoceniony, nieuznany - pochodzi od jednego z nieużywanych już dziś znaczeń słowa zapoznawać, czyli: nie doceniać wartości czegoś” Magdalena Tytuła, Marta Łosiak "Polski bez błędów. Poradnik językowy dla każdego".

2 Więcej na ten temat można znaleźć w Raporcie pt. „Ewaluacja rozwiązań stosowanych w celu oceny i wyboru ofert w postępowaniach o udzielenie zamówienia publicznego w projektach drogowych i kolejowych realizowanych w ramach POIiŚ wobec rozwiązań stosowanych w innych krajach członkowskich UE” dostępnym m. in. tutaj.

Powyższy tekst ukazał się w numerze 04/2017 Miesięcznika Zamówenia Publiczne. Doradca.

Autor: Dariusz KOBA

(c) Koba Consulting Group - Zamówienia publiczne inaczej