nowości
  • Czytany: 2724 razy

Kolejne działania promocyjne i legislacyjne mające na celu najpierw zachęcenie, a obecnie zmuszenie zamawiających do wyboru oferty najkorzystniejszej ekonomicznie nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Stan pacjenta stale się pogarsza. W czym upatrujemy nadzieję na zmiany?

Krótka historia kryteriów pozacenowych

Zacznijmy od tego, że przez pierwszych dziesięć lat funkcjonowania zamówień publicznych w Polsce nie było problemu ze stosowaniem kryteriów pozacenowych.

Były stosowane powszechnie tam, gdzie warto było je stosować. Przyjmowaliśmy zasady obowiązujące w Banku Światowym oraz w PRAG, według którego wydawano fundusze przedakcesyjne: roboty budowlane należy kupować po najniższej cenie, a przy zamawianiu usług intelektualnych najważniejsze jest zapewnienie odpowiedniego poziomu jakości. Już ta prosta zasada wnosiła dożo racjonalności w procesy inwestycyjne, czyli największe zamówienia. Fakt, że w wielu przypadkach stosowano kryteria odnoszące się do wiarygodności wykonawcy.

Na marginesie: wszyscy poza zamawiaczami, a nawet zamawiacze w prywatnych decyzjach kierują się kryteriami: cena - jakość - wiarygodność. Ciekawe dlaczego to oczywiste dla wszystkich podejście jest zakazane w UE i czy doczekamy czasów, że nie będzie (tak, jak okazało się, że organizacja zespołu i kwalifikacje personelu zawsze były legalnymi kryteriami).

Wszystko zmieniło się wraz z wejściem do Unii. Po pierwsze, zakazano kryteriów podmiotowych, po drugie, zatrudniono w kontroli zamówień unijnych „młodych-zdolnych”, acz nie mających żadnych doświadczeń w zamówieniach. I tak oto ogon zaczął wywijać kotem.

Z czasem zamawiający, zarzuceni zarzutami, zaczęli odstępować od stosowania kryteriów pozacenowych. Fundusze wymyśliły standardy kontroli nieistniejące gdzie indziej, zwłaszcza w starych krajach Unii. Nie dotyczy to, oczywiście jedynie kryteriów: kontrola źle patrzyła na inne tryby, niż przetarg nieograniczony, na inne wynagrodzenie niż ryczałtowe itp., itd. Polacy Polakom zgotowali ten los. Zakrólował przetarg nieograniczony rozstrzygany po najniższej cenie z ryczałtową umową.

Już dziesięć lat temu rząd zaczął propagować odwrót z tej drogi. W ramach „Nowego podejścia do zamówień publicznych” propagowano stosowanie kryteriów pozacenowych, innych trybów, niż przetarg nieograniczony itd. Bez odzewu. Później Chińczycy zeszli z budowy A2 – ileż było dyskusji, artykułów, wypowiedzi sejmowych i rządowych. Wszyscy zgodnie twierdzili (jak zwykle po szkodzie, ale lepiej późno, niż wcale), że należy stosować kryteria pozacenowe. Bez rezultatu. Przez całe lata w 90% zamówień cena była jedynym kryterium.

Nie mogąc zadziałać „miękko”, rząd postanowił wprowadzić przymus stosowania kryteriów pozacenowych. Rezultat był śmieszny.

Wszyscy się dostosowali: poza kryterium cena o wadze 95-99% zaczęto stosować inne kryteria, najczęściej termin o wadze 1-5%. Po pierwsze, nie miało to żadnego wpływu na wyniki przetargów, po drugie stanowiło zaprzeczenie powszechnej (poza zamówieniami) wiedzy, że „tanio to źle, ale tanio i szybko to jeszcze gorzej”. Już to doświadczenie powinno nauczyć ustawodawcę, że nie da się zmienić rzeczywistości poprzez zmianę przepisu, jesteśmy przecież mistrzami w obchodzeniu prawa.

Zamiast zidentyfikować i usunąć źródła problemu, postanowiono zaostrzyć przepis i zmusić zamawiających do stosowania kryteriów pozacenowych o wadze co najmniej 40%. Rezultat był łatwy do przewidzenia: zamiast kryteriów jakościowych zaczęto stosować „na odczepnego” triadę głupich, a prostych i policzalnych kryteriów: cena – 60%, termin – 20%, gwarancja – 20%. Bezmyślność stosowania tych kryteriów poraża: zdarza mi się dostać zapytanie o szkolenie z kryterium gwarancji (sic!), a znajoma oblała ostatnio rozmowę kwalifikacyjną, gdyż nie wyraziła zachwytu dla stosowanej w instytucji polityki kupowania tłumaczeń na podstawie kryterium gwarancji (sic!).

W większości przypadków stosowana obecnie triada kryteriów nie ma żadnego wpływu na wynik postępowania. Na szczęście.

Zdarzają się jednak sytuacje, gdy wygrywa oferta znacznie droższa, lecz oferująca wykonanie zamówienia trochę szybciej. To już nie jest śmieszne – to jest straszne. Jak wykazać w takim przypadku zgodność z zasadami finansów publicznych? Jak wykazać, że warto było zapłacić wiele tysięcy więcej za kilka dni/tygodni skrócenia terminu? To jest lub może być niemożliwe. Taka praktyka dopiero spotka się ze słusznymi zarzutami kontroli.

Różne strategie zakupowe

Nie wiem, kto wymyślił i propaguje triadę głupich kryteriów. Wiem, że jest ona właściwa bardzo rzadko. Bardzo rzadko odpowiada rzeczywistym, uzasadnionym preferencjom zamawiającego.

Nie podejmę się wskazywania odpowiednich kryteriów, gdyż odpowiednie kryteria zależą od wielu okoliczności. Znam różne strategie zakupowe i nie podejmuję się rozstrzygać o wyższości którejś z nich. Weźmy na przykład zamawianie robót budowlanych. Z jednej strony, jak już było wspomniane, Bank Światowy wykluczał i nadal wyklucza stosowanie kryteriów pozacenowych na wykonanie robót budowlanych. Z drugiej strony, brytyjska Highways Agency w przetargach (raczej negocjacjach z ogłoszeniem) na budowę autostrad stosuje kryterium jakościowe o wadze 60-70%.

W ramach kryterium „jakość” ocenie podlegają trzy podkryteria:

  • Oświadczenie o jakości – 50%
  • Zapewnienie kluczowego personelu – 15%
  • Oferowana metodologia – 35%

Oświadczenie o jakości, w zależności od specyfiki zamówienia, może odnosić się w szczególności do następujących kwestii (subkryteriów):

  • zaproponowane ulepszenia dokumentacji projektowej wychodzące naprzeciw wymaganiom zamawiającego,
  • projekt organizacji pracy na terenie budowy,
  • efektywne zarządzanie, komunikacja i współpraca z kierownikiem projektu, zamawiającym, podwykonawcami i podmiotami trzecimi,
  • zapewnienie płatności na rzecz podwykonawców,
  • zarządzanie jakością, zapewnienie niezależnej kontroli jakości, minimalizacja uchybień, efektywne wykorzystanie środków produkcji,
  • kontrola kosztów, dotrzymanie budżetu, zdolność prognozowania rocznych budżetów i ceny końcowej,
  • dotrzymanie harmonogramu, kamieni milowych, szybkość reakcji na zdarzenia.

Komisja przetargowa ocenia, które „oświadczenie o jakości” zapewni zamawiającemu najwyższe przekonanie, że cele wykonawcy zostaną osiągnięte oraz zapewniony będzie stały wzrost jakości. Oceniane jest podejście wykonawcy do wybranych kwestii (subkryteriów) według skali od 1 do 10 punktów.

Dla oceny podkryterium „Zapewnienie kluczowego personelu”, wykonawca zobowiązany jest przedstawić dane dotyczące kluczowego personelu, który jest oceniany w ramach kryterium nie za posiadane wykształcenie i doświadczenie, lecz za jego adekwatność do roli w trakcie realizacji zamówienia.

Jeśli chodzi o „Oferowaną technologię”, na odczepnego wymagania w tym zakresie mogą obejmować, w zależności od specyfiki zamówienia, następujące kwestie (subkryteria):

  • harmonogram realizacji zamówienia,
  • harmonogram wykorzystania zasobów w sposób wystarczająco szczegółowy, aby zidentyfikować poszczególne zasoby i środki dla każdej operacji w ramach harmonogramu,
  • opis podejścia do realizacji każdej operacji w ramach harmonogramu,
  • identyfikacja ryzyka, opis spodziewanego wpływu ryzyka na harmonogram i koszty, opis proponowanych działań w celu uniknięcia lub zmniejszenia ryzyka (nie może zawierać żadnych realokacji ryzyka).

Oceniane jest podejście wykonawcy do wybranych kwestii (subkryteriów) według skali od 1 do 10 punktów. Zasady przyznawania punktów są opisane w Raporcie z badania pt. „Ewaluacja rozwiązań stosowanych w celu oceny i wyboru ofert w postępowaniach o udzielenie zamówienia publicznego w projektach drogowych i kolejowych realizowanych w ramach POIiŚ wobec rozwiązań stosowanych w innych krajach członkowskich UE”. Badanie zostało przeprowadzone na zlecenie Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju przez konsorcjum firm: Agrotec Polska Sp. z o.o. oraz Centrum Zamówień Publicznych Sp. z o.o. a Raport jest dostępny w internecie od pięciu lat (również na mojej stronie).

To są dobre przykłady kryteriów, których celem jest ocena jakości prac, które mają zostać wykonane. Jakże daleko od tego podejścia jest polska triada głupich kryteriów.

Więcej przykładów takiego podejścia zawarłem w Poradniku opracowanym na zlecenie Urzędu Zamówień Publicznych i dostępnym na stronie https://www.uzp.gov.pl/baza-wiedzy/wzorcowe-dokumenty/pozacenowe-kryteria-oceny-ofert. Czy te propozycje ktoś wykorzysta?

Skąd wziąć odpowiednie kryteria?

Przy doborze właściwych kryteriów i ich wag, najwłaściwszym podejściem jest zastosowanie jednej z metod wspomagania podejmowania decyzji. Metody te, rozwijane na potrzeby podejmowania różnych skomplikowanych decyzji, z powodzeniem nadają się do rozwiązania problemów: jakie kryteria? i jakie wagi?

Kilka z tych metod mogłoby być stosowane (a włoskie przepisy wymagają zastosowania jednej z nich):

  1. metoda substytucyjności,
  2. Proces Hierarchii Analitycznej (AHP - Analytical Hierarchy Process),
  3. metody Electre (ELimination Et Choix Traduisant la Realia),
  4. metody Promethee (Preference Ranking Organisation METHod for Enrichment Evaluations),
  5. TOPSIS (Technique for Order Preference by Similarity to Ideal Solution),
  6. EVAMIX.

We wspomnianym Poradniku opisuję (a na szkoleniach również ćwiczymy) stosowanie Procesu Hierarchii Analitycznej. Wydaje się, że jest to wystarczająco prosta i dokładna metoda określenia wag kryteriów (zainteresowanych odsyłam na stronę UZP lub moją). W tym miejscu chciałbym zaproponować dwie metody jeszcze prostsze.

1. Hierarchizacja kryteriów pomija etap identyfikacji kryteriów i służy do określenia wzajemnych wag określonych wcześniej kryteriów. Zakładając, że zidentyfikowano pięć właściwych kryteriów, należy sporządzić tabelę jak niżej:

  Kryterium 1   Kryterium 2    Kryterium 3     Kryterium 4     
Kryterium 1  
Kryterium 2  
Kryterium 3     
Kryterium 4       
Kryterium 5        

W poszczególnych komórkach na przecięciu wiersza i kolumny należy wpisać numer kryterium, które z tych dwóch jest ważniejsze. Np. w poniższej tabeli zapisano, że kryterium 1 jest ważniejsze od każdego z pozostałych, że kryterium 2 jest ważniejsze od kryterium 3 a mniej ważne od kryterium 4 i 5:

  Kryterium 1   Kryterium 2    Kryterium 3     Kryterium 4     
Kryterium 1  
Kryterium 2 1
Kryterium 3  1 2
Kryterium 4  1 4 3
Kryterium 5 1 5 4

Następnie należy zliczyć ile razy każde z kryteriów występuje w tabeli:

Kryterium    Liczba wystąpień Wagi 
Kryterium 1  4  40%
Kryterium 2  1  10%
Kryterium 3  1  10%
Kryterium 4  2  20%
Kryterium 5  2  20%


Wagi mogą zostać obliczone jako proporcja liczby wystąpień w ogólnej liczbie pól. Metoda nie pozwala na precyzyjne określenie wag, ale na pewno jest lepsza od żadnej, a także od społecznego dowodu słuszności (wszyscy tak robią) i historycznego dowodu słuszności (od dawna tak robimy). Ciekawe czy przy pomocy tej prostej metody ktoś osiągnąłby wagę ceny i terminu 20%. Raczej nie – bez wyraźnej przyczyny, której nie wykluczam.

2. Monetaryzacja kryteriów polega na przypisaniu wszystkim kryteriom wartość pieniężnej. Staramy się odpowiedzieć na pytanie: ile to jest dla nas warte? ile jesteśmy gotowi zapłacić więcej?

Załóżmy budowę kanalizacji za 1 mln zł w maksymalnym terminie 40 tygodni. Załóżmy, że technicznie jest możliwe skrócenie terminu realizacji o 20%, czyli 8 tygodni. Ile jest warte skrócenie terminu o (dane „z sufitu”, lecz znacznie poniżej 20%):

Okres skrócenia w tygodniach   Wartość w zł
 1-2  20 000
 3-4  40 000
 5-6  60 000
 7-8  80 000

 Załóżmy standardową gwarancję 5-letnią i możliwość jej wydłużenia do 10 lat. Ile jest warte wydłużenie gwarancji o każdy rok (dane „z sufitu” jednak z uwzględnieniem zasady, że każdy kolejny rok cenimy bardziej):

Okres wydłużonej gwarancji w latach  Wartość w zł
6 10 000
7 20 000
8 50 000
9  100 000
10 180 000

 Załóżmy, że wymagamy kierownika budowy z uprawnieniami oraz preferujemy takiego, który ma duże doświadczenie w realizacji robót poniżej poziomu wody gruntowej (bo taki mamy teren). Ile chcielibyśmy dopłacić za 9 miesięcy pracy takiego kierownika:

Doświadczenie kierownika budowy
w latach
 Wartość w zł
2-3  18 000
4-5  27 000
6-7  36 000
8-9  48 000
>10 56 000

Jak wyglądałaby ocena takich hipotetycznych ofert:

  Oferta 1  Oferta 2  Oferta 3 
Cena    1 000 000  1 200 000  990 000
 Skrócenie terminu o tygodni:  5 7 3
 Zmniejszenie ceny za termin  - 60 000   - 80 000  - 40 000
 Wydłużona gwarancja do lat  6 10 5
 Zmniejszenie ceny za gwarancję  - 10 000  - 180 000  0
 Doświadczenie kierownika  10 15 2
 Zmniejszenie ceny za kierownika  - 56 000  - 56 000  - 18 000
 Cena skorygowana  874 000  884 000  932 000

Cena skorygowana służy, oczywiście, jedynie do porównania ofert i wyboru oferty najkorzystniejszej. Umowa jest zawierana na rzeczywistą cenę zaproponowaną w ofercie najkorzystniejszej.

Mniejsza o dane wzięte „z sufitu”. Ważniejsze, że takie podejście pozwala na rozważanie dylematów: czy rzeczywiście chcemy płacić za skrócenie terminu realizacji 10 tysięcy złotych za każdy tydzień? czy nie warto zapłacić 200 tysięcy więcej za 10-letni okres gwarancji? ile więcej powinien zarabiać doświadczony kierownik budowy? itd., itp. Rozumowanie takie mogłoby zapobiec stosowaniu nierozsądnych kryteriów i ich wag, w szczególności terminu o wadze 20%.

Pozostaje, niestety, następujące zagadnienie: czym wypełnić brakujące kryteria, aby dopełnić do wagi 40%. Jakością, oczywiście. Ale to już odrębny problem.

 

Powyższy tekst ukazał się na łamach Miesięcznika Zamówenia Publiczne. Doradca.

Autor: Dariusz KOBA

Czytaj dalej...
  • Czytany: 7487 razy

25 lat polskich zamówień publicznych

Mało kto dzisiaj pamięta, że pierwszy projekt ustawy o zamówieniach publicznych powstał w wyniku przetargu, który wygrała znana amerykańska kancelaria. Efekt tej pracy trafił do Szefa Urzędu Rady Ministrów (dziś Kancelaria Premiera), który przekazał go do weryfikacji jednemu ze swoich asystentów. Ten sformułował szereg istotnych zastrzeżeń, przede wszystkim w zakresie braku powiązania z polskim systemem prawnym. Szef na to: „Takiś mądry, to siadaj i pisz lepszą ustawę”. W ten sposób Marian Lemke został rzucony na głębokie wody zamówień publicznych a nie utonął, lecz stworzył znakomity projekt ustawy.

Samodzielny Zespół
ds. Zamówień Publicznych

Polska ustawa o zamówieniach publicznych była pierwszą implementacją ustawy modelowej opracowanej przez Komisję Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Międzynarodowego Prawa Handlowego (UNCITRAL - United Nation Commission on International Trade Law).

Pracownicy tej organizacji dokonali przeglądu rozwiązań prawnych stosowanych na świecie i opracowali rozwiązania modelowe (obecnie prezentowana jest druga wersja tej ustawy z 2011 roku). Miały one służyć rządom i parlamentom w reformie systemów krajowych, a przede wszystkim w budowie regulacji od podstaw m. in. w nowych demokracjach w Europie Środkowej. Ustawa modelowa nie uwzględniała, oczywiście, lokalnych uwarunkowań prawnych i instytucjonalnych, do których musiała być każdorazowo dostosowywana. Marian Lemke dokonał pierwszej udanej „inkulturacji” ustawy modelowej. Wiele organów i organizacji międzynarodowych (poza Wspólnotami Europejskimi) uznało polskie regulacje za najlepsze. Z polskich doświadczeń korzystały kraje ościenne, a od wielu lat Marian Lemke pomaga w ramach OECD we wdrażaniu rozwiązań w państwach stowarzyszonych lub kandydujących do Unii Europejskiej.

Wróćmy jednak do roku 1994. Wiosną tego roku drugi rocznik słuchaczy Krajowej Szkoły Administracji Publicznej („Pro publico bono”) kończył swoją edukację. Ostatnim akordem była, jak zwykle, konferencja absolwentów KSAP będąca swoistym „targiem niewolników”. Absolwenci prezentują swoje osiągnięcia, a obecni na sali „łowcy głów” mogą wybrać sobie pracowników. Nie zawsze to działa w praktyce, jednak wtedy działało.

Przed konferencją wiedzieliśmy, że będzie na sali ktoś poszukujący ludzi do zamówień publicznych. Dyrektor KSAP Maria Gintowt-Jankowicz, wiedząc, że czeka nas budowa systemu zamówień publicznych zadbała wcześniej o to, aby kilku słuchaczy trafiło na staże zagraniczne do instytucji zajmujących się zamówieniami publicznymi (ja miałem możliwość przyglądać się rozwiązaniom stosowanym w Teksasie).

Po konferencji zostaliśmy zaproszeni przez Mariana Lemke na rozmowy w sprawie pracy, w wyniku których zatrudnił w Urzędzie Rady Ministrów trójkę: Joannę Nosewicz, Mirosława Kochalskiego i mnie). Stanowiliśmy trzon Samodzielnego Zespołu ds. Zamówień Publicznych: Joanna pomagała w legislacji (projekt ustawy był już w sejmie), Mirosław organizował przyszły Urząd Zamówień Publicznych, ja zajmowałem się szkoleniami i promocją.

W ciągu trzech kwartałów wykonaliśmy kawał dobrej roboty. W dniu 10 czerwca 1994 r. została uchwalona ustawa o zamówieniach publicznych, a w ciągu kilku następnych miesięcy wydane zostały wszystkie akty wykonawcze. Wykonano wszystkie prace umożliwiające powołanie i funkcjonowanie od dnia 1 stycznia 1995 r. Urzędu Zamówień Publicznych (początkowo na ul. Litewskiej, w budynku użytkowanym obecnie przez MSZ). Od tego dnia pracownicy Samodzielnego zespołu stali się pracownikami UZP, a Marian Lemke jego wiceprezesem.

Przed naszym dołączeniem do Zespołu polski rząd nawiązał współpracę z amerykańską EPA – Environment Protection Egency, agencją federalną Stanów Zjednoczonych działającą w celu ochrony zdrowia ludzkiego oraz środowiska naturalnego. Jej pracownicy polskiego pochodzenia, na czele z Johnem Krakowiakiem, przeprowadzili kilka szkoleń dla polskich urzędników z zakresu zamówień publicznych. W trakcie tych szkoleń wiedzą i zaangażowaniem wyróżniali się Halina Strzelczyk, Hanna Niedziela i Andrzej Banaś, z którymi nawiązaliśmy współpracę. Szczególnie doświadczenia Haliny Strzelczyk, która prowadziła wcześniej przetargi w oparciu o procedury Banku Światowego stanowiły nieocenione źródło wiedzy i inspiracji.

System szkoleń

Vacatio legis ustawy wynosiło niecałe pół roku dla administracji rządowej i półtora roku dla samorządów. W tak krótkim czasie należało przekazać tysiącom osób wiedzę niezbędną do realizacji zamówień publicznych. Wiedzę, której sami mieliśmy niewiele. Pomysł na system szkoleń zasadzał się na dwóch założeniach: z jednej strony, powinniśmy mieć wpływ na to, co i jak jest nauczane, z drugiej strony, to musi być oparte na zasadach rynkowych, musi się wszystkim opłacać. W celu zapewnienia w krótkim okresie dostępności dużej liczby odpowiednich szkoleń należało skoncentrować się na materiałach szkoleniowych, trenerach oraz firmach szkoleniowych.

Opracowanie materiałów szkoleniowych powierzyliśmy dwójce trenerów, którzy przeszli wcześniej szkolenie z zakresu metodyki nauczania dorosłych w ramach Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej: Januszowi Doleckiemu i Jerzemu Czabanowi, którzy przygotowali ciekawy, interakcyjny materiał, obejmujący podstawy zamówień publicznych.

Rekrutacja kandydatów na trenerów była prowadzona w ministerstwach i urzędach centralnych, Regionalnych Izbach Obrachunkowych oraz organizacjach pozarządowych (np. FRDL). Szkolenie kandydatów obejmowało dwie 5-dniowe sesje, jedna poświęcona prawu zamówień publicznych, druga metodyce nauczania i praktyce prowadzenia szkolenia w oparciu o przygotowany materiał szkoleniowy. Na zakończenie był egzamin, podobno trudny, z punktami ujemnymi za błędną odpowiedź - wszak lepiej, aby trener przyznał, że nie wie, niż gadał głupoty. Do końca roku 1994 odbyły się trzy tury szkoleń trenerów, w wyniku których egzaminy zdało niemal 100 osób. Niektórzy są czynni do dziś (nie będę ich wymieniał, bo mógłbym kogoś pominąć, mam jednak nadzieję, że nie jest trudno zdobyć te informacje).

Aby zapewnić odpowiedni poziom techniczny (sale, przerwy kawowe itp.), zawieraliśmy porozumienia z firmami szkoleniowymi. Zobowiązywały się one do zatrudniania wyłącznie trenerów z listy (po dwójce na każde szkolenie) i rozdawania wyłącznie naszych materiałów szkoleniowych. W zamian szkolenia organizowane w ramach porozumień były promowane przez nas i naszych współpracowników w urzędach centralnych i wojewódzkich (pełnomocnicy wojewodów ds. zamówień publicznych). To były czasy sprzed internetu, informacje czerpało się zupełnie inaczej niż dziś. Każda organizacja szkoleniowa mogła wejść do sieci (było ich do końca 1994 ponad 100), przy czym nikt nikomu nie zabraniał szkolić bez porozumienia.

W ten sposób udało się w krótkim czasie przeszkolić znaczną liczbę urzędników i przedsiębiorców, co pozwoliło na efektywny start systemu zamówień publicznych od dnia 1 stycznia 1995 roku. Ten system szkoleń został wysoko oceniony przez organizacje międzynarodowe (m. in. Bank Światowy i OECD) i próbowano go kopiować w innych państwach regionu.

Drugi etap rozwoju systemu szkoleń był realizowany w latach 1995 - 1996 w sposób bardziej sformalizowany i usystematyzowany. W ramach programu Fiesta Procurement finansowanego przez OECD przygotowaliśmy przetarg opracowanie 6 programów szkoleniowych wraz z materiałami szkoleniowymi oraz przeprowadzeniem szkoleń trenerów:

  1. Zasady postępowania i konkurencyjność – m. in. konflikt interesów, analiza rynku,
  2. Przetarg nieograniczony i ograniczony – m. in. kryteria oceny ofert, rażąco niskie ceny,
  3. Przetarg dwustopniowy i negocjacje – m. in. strategie i techniki negocjacyjne,
  4. Umowy na dostawy i usługi – m. in. mierzenie rezultatów, zarządzanie zmianami,
  5. Zamówienia na roboty budowlane – m. in. zarządzanie umową, rozwiązywanie sporów,
  6. Umowy na systemy informatyczne – m. in. definiowanie potrzeb, tworzenie umów.

Mimo upływu lat większość materiałów szkoleniowych powstałych w ramach zamówienia realizowanego przez Lubelską Szkołę Biznesu pozostaje aktualna (cóż z tego, że nie ma już przetargu dwustopniowego). Patrząc z dzisiejszej perspektywy trzeba ze smutkiem stwierdzić, że nie posunęliśmy się wiele w stosunku do treści materiałów szkoleniowych opracowanych dwadzieścia kilka lat temu. Nadal nie bardzo wiemy co to jest compliance, nie stosujemy jakościowych kryteriów oceny ofert, nie prowadzimy z wykonawcami negocjacji, nie wprowadzamy do umów instrumentów pozwalających na efektywne zarządzanie zmianą itd., itp.

Szkolenia trenerów w oparciu o te materiały przeszło wiele osób, jednak krótko po zakończeniu tego projektu UZP (już bez mojego udziału) zamknął system szkoleń opisany wyżej. Nie było już ani oficjalnie zatwierdzonych materiałów, ani listy trenerów, ani porozumień z firmami szkoleniowymi. Zaczął działać rynek w postaci czystej, co trwa do dziś.

Czy dobrze się stało? Z jednej strony, rozumiem, że Urząd nie chce odpowiadać za treści przekazywane na szkoleniach przez certyfikowanych trenerów (zawsze wejdzie do takiego grona ktoś, kto będzie miał inną wizję zamówień i nie będzie się powstrzymywał w jej głoszeniu). Z drugiej strony, gdy dyskutujemy nad tym, dlaczego rząd nie może przebić się do swoich służb z polityką zakupową państwa, z celami nowego podejścia itp., ludzie mówią „przecież na szkoleniach słyszeliśmy wielokrotnie, że przetarg nieograniczony jest najlepszym trybem, że 100% cena jest najlepszym kryterium, że wynagrodzenie ryczałtowe jest najlepsze”.

Powstaje pytanie kto i dlaczego mówi takie rzeczy na szkoleniach? Dlaczego trenerzy nie uczą zamówień tak, jak rząd chciałby, aby były robione? Dlaczego pracodawcy wysyłają pracowników na szkolenia prowadzone wbrew polityce państwa w tym zakresie? I wreszcie: czy rząd mógłby cos zrobić, aby dotrzeć do swoich służb z przekazem, który jest ignorowany przez rynek?

Może należy rozważyć doświadczenia z początku budowy systemu, spowodować powstanie szkoleń realizujących cele rządu…

Równolegle do szkoleń trenerów organizowaliśmy w drugiej połowie roku 1994 i w roku następnym szkolenia dla kandydatów na arbitrów (oczywiście bez modułu metodycznego). Bardzo dużo osób brało w nich udział i bardzo dużo osób przystąpiło do egzaminu. W przeciwieństwie do egzaminu trenerskiego, ten był łatwy, zbyt łatwy. Prawie wszyscy chętni go zdali, co było powodem wielu dalszych problemów z jakością orzecznictwa. Po wielu latach postanowiono zastosować drastyczne lekarstwo, czyli powołać zawodową Krajową Izbę Odwoławczą. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, wcale nie jestem przekonany, że to był właściwy krok. Więcej: jestem przekonany, że „dalsza profesjonalizacja” KIO poprzez dopuszczenie do orzekania wyłącznie prawników po aplikacji będzie błędem. Wydaje się, że idea zespołów arbitrów reprezentujących różne zawody (zwykle powiązane z przedmiotem sporu), z których dwaj byli wyznaczani przez strony wcale nie była zła. Może (na pewno) zły był tylko egzamin…

Promocja

Wprowadzenie zamówień publicznych to duża zmiana. Trzeba dotrzeć z informacją do bardzo dużego grona odbiorców: tysięcy urzędników, dziesiątków tysięcy przedsiębiorców. Dzięki funduszowi PHARE zorganizowaliśmy przetarg (zgodnie z PRAG - Practical Guide to Contract Procedures for EU External Actions) na promocję systemu zamówień publicznych. Opis przedmiotu zamówienia nie był skomplikowany, nie umieliśmy przecież i nie chcieliśmy pisać firmom PR-owym co i jak mają robić. Chcieliśmy, aby potencjalni wykonawcy opisali w ofertach co oferują. Opis stwierdzał jedynie do kogo i z jakim przesłaniem chcemy dotrzeć:

• do zamawiających – że muszą się nauczyć nowych reguł,
• do wykonawców – że teraz każdy będzie miał równe szanse i warto ubiegać się o zamówienia,
• do społeczeństwa – że teraz pieniądze publiczne będą wydawane przejrzyście i uczciwie.

Jak wiadomo, na działania informacyjne można wydać dowolną pulę pieniędzy. Aby dostać porównywalne oferty trzeba wykonawcom określić budżet, jaki mają do dyspozycji (najlepiej w podziale na wynagrodzenie wykonawcy i budżet techniczny). Tak zrobiliśmy, co pozwoliło nie stosować w ogóle kryterium ceny (a na mieście nadal dobrze się ma pogląd, że cena jest obowiązkowym kryterium oceny ofert:( Wykonawcy konkurowali zakresem oferowanych usług oraz ich jakością, nie ceną (wygrała firma profile).

W ramach projektu powstała m. in. broszurka „Zamówienia publiczne – co powinni wiedzieć urzędnicy i przedsiębiorcy”, zgrabna i atrakcyjna graficznie opowieść o najważniejszych zasadach, np.:

Zamawiający nie może ujawniać informacji:

  • których ujawnienie narusza w a ż n y interes państwa, w a ż n e interesy handlowe stron oraz zasady uczciwej konkurencji,
  • związanych z przebiegiem badania i oceny ofert, z wyjątkiem informacji zamieszczanych w protokole postępowania.

Tak, tak, w tamtym czasie żaden z wykonawców nie mógł oglądać ofert konkurencji (w procedurach Banku Światowego i wielu rozwiniętych państwach nadal tak jest). Ciekawe dlaczego w Polsce panuje obecnie powszechne przekonanie, że jawność ofert jest fundamentem uczciwości systemu. Tymczasem ujawnianie ofert konkurencji sprowadziło na polskie zamówienia publiczne lawinę nieszczęścia…

Broszurka ta została wydana w olbrzymim nakładzie, gdyż miała trafić zarówno do urzędników, jak i przedsiębiorców. Rozważaliśmy właściwy kanał dystrybucji. Do kogo powinna trafić? Zarówno zamawiający, jak i wykonawcy czerpią wiedzę na temat przepisów prawnych z Dziennika Ustaw (wydawanego w onym czasie w postaci papierowej). Wybór wydawał się oczywisty: broszurka zostanie dołączona do jednego z wydań Dziennika Ustaw, trafi w ten sposób w ręce prawników obsługujących organizacje, a ci przeczytają i przekażą dalej (wszak to wielce wykształcona elita społeczna). Tak też zrobiliśmy. Rezultat był mniejszy, niż żaden. Dziesiątki czy setki tysięcy (nie pamiętam) egzemplarzy wpadło jak kamień w studnię i tyleśmy je widzieli. Zainteresowani też nie widzieli. Co poszło nie tak, nie wiem do tej pory.

Drugą wpadkę zaliczyliśmy chyba z logo Urzędu. Mało kto dziś pamięta (i nie mogłem tego znaleźć w necie – może i dobrze) pierwsze logo UZP zamieszczane chyba najdłużej na Biuletynie Zamówień Publicznych. Był to stylizowany paragraf, który zbyt wielu kojarzył się raczej z hasłem „ręka w rękę”. Lepiej, że to już prehistoria.

Poza tym organizowaliśmy wiele konferencji w różnych częściach Polski, Prezes UZP Józef Żuk, a później również Wiceprezes Tomasz Czajkowski przyjmowali zaproszenia na różnej rangi spotkania, przygotowywaliśmy materiały dla mediów itd., itp. W rezultacie chyba wszyscy, którzy powinni dowiedzieć się o nowych regułach zamówień publicznych otrzymali niezbędne informacje.

Chociaż nie: co jakiś czas dochodziły sygnały, że w konkretnej instytucji lub w konkretnej gminie ustawa o zamówieniach publicznych „się nie przyjęła”. Wielce oburzające? Akurat tak samo jak „nie przyjęły się inne tryby, niż przetarg nieograniczony i wolna ręka”, „nie przyjęły się kryteria jakościowe”, „nie przyjęły się klauzule społeczne mające jakiekolwiek znaczenie”, „nie przyjęły się uczciwe umowy” i wiele innych. Wtedy jednak mieliśmy poczucie, że uczestniczymy w czymś ważnym, mądrym i dobrym…

 

Powyższy tekst ukazał się w numerze 07/2019 Miesięcznika Zamówenia Publiczne. Doradca.

Autor: Dariusz KOBA

Czytaj dalej...
  • Czytany: 4070 razy
  • Ostatnio zmieniany środa, 19 luty 2020 11:30

W dniu 11 września 2019 r. Sejm uchwalił nową ustawę Prawo zamówień publicznych. Nie jest to kolejna nowelizacja przepisów, a całościowe, kompleksowe podejście do usystematyzowania systemu zamówień publicznych w Polsce. Ponad 600 artykułów samej ustawy Prawo zamówień publicznych oraz ponad 100 artykułów przepisów wprowadzających tę ustawę obrazuje, jak szerokie zmiany przygotował nam ustawodawca. Nowe Prawo zamówień publicznych - szkolenia

Choć czasu do wejścia w życie nowego Prawa zamówień publicznych jest sporo, to musimy pamiętać, że w wielu kwestiach konieczne będzie nie tylko przygotowanie merytoryczne i organizacyjne, ale także mentalne, umożliwiające sprawne funkcjonowanie w nowej rzeczywistości. 

Włąśnie dlatego, już teraz, zapraszamy Państwa na nasze autorskie szkolenia dedykowane (zamknięte) oraz te realizowane w formule otwartego naboru, poświęcone nowej ustawie Prawo zamówień publicznych. Jak zwykle - w naszym przypadku - nie będą to typowe szkolenia, gdzie odczytuje się kolejne przepisy ustawy. Skupiać się będziemy raczej na tym co zostało zapisane „między wierszami”. Nie będziemy przedstawiać wszystkich nowości – jest dużo zmian nieistotnych i łatwych do „przeczytania ze zrozumieniem”. Skoncentrujemy się na zmianach istotnych, najważniejszych – zwłaszcza wymagających przygotowania ze strony zamawiających.

Adresaci szkolenia: wszystkie osoby zaangażowane w proces udzielania zamówień publicznych lub ubiegania się o te zamówienia (wskazana znajomość przepisów ustawy Pzp).

Cele szkolenia: zapoznanie uczestników z kluczowymi zmianami w Prawie zamówień publicznych, wprowadzonymi nowelizacją ustawy Pzp z dn. 11.09.2019 r.

PROGRAM SZKOLENIA  O CZYM BĘDĘ MÓWIĆ, CO BĘDZIEMY DYSKUTOWAĆ? LICZBA GODZIN
Cele nowego prawa Diagnoza: czy zgadzamy się z tym, co rząd myśli o nas?
Po co nowa ustawa? – czy można równocześnie osiągnąć efektywność i przejrzystość
Nowa-stara zasada efektywności – i co to zmienia?
Trzeba zmienić zasady kontroli – czy Komitet da radę?
Polityka zakupowa państwa a polityka zakupowa instytucji – po co i jak stworzyć taki dokument?
1
Analiza przedwdrożeniowa Analiza potrzeb i wymagań:
1) identyfikacja i definiowanie potrzeb
2) analiza rynku i jej narzędzia (w tym RfX)
3) szacowanie wartości – źródła informacji, orientacyjna wartość a szacowana wartość, należyta staranność
4) analiza ryzyka, matryca ryzyka, wpływ ryzyka na budżet projektu
Kto powinien to robić? – wczesne zaangażowanie nabywców
2
Zamówienia bagatelne Z dylematu czy obniżać próg, czy nie urodziła się hybryda…
Dlaczego zawsze byłem zwolennikiem progu 50 tys. zł
Czy ogłoszenie:
1) zaprasza wykonawców do złożenia oferty
2) zaprasza wykonawców do zgłoszenia zainteresowania
3) ma charakter informacyjny
Jak przekuć tę zmianę w regulamin udzielania zamówień podprogowych?
1
Zamówienia krajowe Wyczekiwana procedura krajowa
Tryb podstawowy w trzech wariantach:
1) a’la PN
2) a’la NzO
3) a’la DK
Czy będziemy częściej negocjować? – oby, oby
Nowe przesłanki NbO i WR
1
Dokumenty zamówienia Nowe pojęcia: dokumenty zamówienia, warunki zamówienia Zawartość SWZ i opisu potrzeb i wymagań
Nowe pojęcia: łańcuch dostaw, cykl życia i ich zastosowanie w warunkach zamówienia (można było lepiej)
Przedmiotowe środki dowodowe i ich uzupełnianie
Zmiany SWZ i ich ograniczenie
1
Kwalifikacja wykonawców Nowe-stare pojęcie
Zmiany w zakresie podstaw wykluczenia, warunki udziału
Podmiotowe środki dowodowe
Postkwalifikacja
1
Badanie i ocena ofert Składanie, otwarcie ofert, związanie ofertą
Rażąco niskie ceny – kilka rad dla wykonawców
Nowe przesłanki odrzucenia oferty – czy nie za daleko?
Kryteria nie dające nieograniczonej swobody, czyli co?
Wagi wyrażone za pomocą przedziału, czyli co?
Kryteria oceny ofert – wreszcie będzie można wrócić do modelu „cena 100%”
Regulacja ex aequo – wyjątkowo wyrafinowana
Czy po 25 latach funkcjonowania systemu zamawiający będzie mógł unieważnić przetarg bez podania przyczyn?
1
Szczególne instrumenty Zmiany w zakresie:
1) umów ramowych
2) konkursów – to jest rewolucja
3) usług społecznych – druga rewolucja
(zamówienia sektorowe na specjalne życzenie:)
1
Umowy Jak współpracować z wykonawcą nie wprowadzając zmian dla niego korzystnych – oto dylemat
Klauzule abuzywne – krzyk rozpaczy ustawodawcy
Klauzule obowiązkowe – kolejny krzyk…
Analiza powdrożeniowa, czyli rachunek sumienia – niby słuszne, tylko jak sprawić, aby zamawiający był gotowy przyznać się do błędu (mam konkretne propozycje:)
Polubowne rozstrzyganie sporów – czy Sąd Polubowny przy Prokuratorii Generalnej ma szanse na sukces?
2
Inne nowości Krótko o innych zmianach. 1


Nowe Prawo zamówień publicznych - ustawaMateriały szkoleniowe: uczestnik otrzyma autorski materiał omawiający tematykę szkolenia (prezentację), tekst nowej ustawy Pzp wraz z tabelą zgodności, materiały piśmienne.

 

 


TRENER:

Dariusz KOBA


ZAPISY NA SZKOLENIA:

Wszystkich zainteresowanych udziałem w szkoleniach realizowanych w formie otwartego naboru, zapraszamy tutaj

Aby zorganizować szkolenie dedykowane (zamknięte) dla pracowników jednej instytucji/firmy, prosimy o kontakt mailowy: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. lub telefoniczny: 22 35 53 108

Czytaj dalej...
  • Czytany: 7627 razy

Znowu rozgorzał spór o fundamenty: zamówienia publiczne mają służyć efektywności czy przeciwdziałaniu korupcji. Tym razem idzie o tajemnicę przedsiębiorstwa. Ciekawe jak długo jeszcze będziemy wałkować kwestie podstawowe.

Stare, dobre czasy

Część czytelników pamięta zapewne czasy, kiedy wykonawcy nie mieli wglądu w oferty konkurencji. Stare, dobre czasy. Okres, w którym zamawiający zachowywali się racjonalnie. W szczególności powszechnie stosowano trzy racjonalne zasady:

  1. warunki udziału bywały formułowane nie jako „minimalne poziomy zdolności”, lecz jako „przesłanki lub wytyczne”,
  2. oczekiwano, że oferty będą zasadniczo zgodne z SIWZ,
  3. stosowano kryteria niewymierne.

Dzięki temu:

  1. nie wykluczano wykonawców wiarygodnych, którym jednak zabrakłoby dzisiaj np. jakiegoś elementu rozbudowanej definicji zamówienia podobnego,
  2. nie odrzucano ofert za nieistotne błędy,
  3. wybierano ofertę rzeczywiście najkorzystniejszą.

Stosowaliśmy zasadę słuszności, w której upatruje się obecnie nadzieję na zmianę podejścia. Cel szlachetny, lecz jestem przekonany, że samo wpisanie do ustawy zasady słuszności nic nie zmieni. Przecież obecnie wszyscy zamawiający, łącznie z hiperformalistami, uważają, żs postępują słusznie.

Każdy z wykonawców mógł zadbać o swój interes przede wszystkim weryfikując sposób postępowania zamawiającego ze swoją ofertą. Podważanie ofert konkurencji również miało miejsce, ale w znacznie mniejszym zakresie. Wedle zasady: jeśli nie spełniam wymagań lub złożyłem słabą ofertę, to nie zasługuję na uzyskanie zamówienia. Dopiero później ktoś rzucił hasło, że to mało, że wykonawca musi mieć również możliwość podważenia konkurenta i jego oferty. Ciekawe dlaczego.

Na marginesie. Z kolejną odsłoną tego sporu mieliśmy do czynienia całkiem niedawno: przy awanturze wokół art. 182 ust. 2 pkt 6 Pzp. Czy w postępowaniach krajowych można żądać wykluczenia konkurenta i odrzucenia jego oferty?

Nie – głosiło ustabilizowane orzecznictwo KIO. Tak – głosił Urząd i skarżył postanowienia. Jest dla mnie oczywiste, że użyte w tym przepisie pojęcie „wybór najkorzystniejszej oferty” należy rozumieć wąsko i odnosić jedynie do czynności oceny ofert, której rezultatem jest uszeregowanie ofert od najbardziej do najmniej korzystnej i identyfikacja oferty najkorzystniejszej. W przeciwnym razie, jeżeli rozumieć to pojęcie szeroko, jako obejmujące wszystkie czynności zmierzające do wyłonienia oferty najkorzystniejszej, w tym kwalifikację wykonawców (i ich wykluczenie) oraz badanie ofert (i ich odrzucenie) zupełnie bezsensownie brzmią punkty 3) i 4) tego przepisu.

Gdyby, przy okazji dodawania pkt 6) zostały usunięte punkty 3) i 4) – sprawa byłaby jasna: wybór najkorzystniejszej oferty należy rozumieć szeroko, gdyż niepodobna zmiany interpretować jako zabranie wykonawcy prawa do zakwestionowania swojego wykluczenia lub odrzucenia jego oferty. Skoro jednak punkty 3) i 4) pozostały i zostały jedynie uzupełnione o pkt 6) – nie sposób rozumieć tego punktu jako obejmującego równocześnie pkt 3) i 4). Wyliczenie takie urąga logice. Rozumiem, że odrzucamy obecnie logikę i uginamy się pod ciężarem wyroku SN. Szkoda logiki i szkoda KIO, które podobno pierwszy raz w historii uzgodniło linię orzeczniczą, co jak się skończyło zapamięta na zawsze i jak najdalsze będzie ponowieniu próby ujednolicenia orzecznictwa w jakimkolwiek zakresie.

W tym miejscu nie tyle chodzi jednak o dokonaną falandyzację prawa, co o przeświadczenie leżące u jego (jej?) podłoża, mianowicie: gwarantem przejrzystości procedur udzielania zamówień publicznych jest możliwość kwestionowania konkurentów i ich ofert. Ciekawe skąd to przeświadczenie.

Prawo europejskie a jawność ofert

Polskie komentarze do Prawa zamówień publicznych kładą nacisk na zasadę jawności (mającą, oczywiście, służyć ochronie interesów wykonawców) i jej ograniczenie, a nawet wyjątek od niej w postaci ochrony tajemnicy przedsiębiorstwa. Podkreślają, że jako wyjątek, musi być interpretowana ściśle, zawężająco. Tymczasem prawo UE podchodzi do tego zagadnienia dokładnie odwrotnie: jako zasadę przyjmuje ochronę wszystkich informacji przekazanych przez wykonawców i oznaczonych przez nich jako poufne.

Zgodnie z art. 22 ust. 1 Dyrektywy klasycznej (2014/24/UE): „O ile nie przewidziano inaczej w niniejszej dyrektywie lub w przepisach krajowych, którym podlega dana instytucja zamawiająca, w szczególności w przepisach dotyczących dostępu do informacji, a także bez uszczerbku dla obowiązków związanych z podawaniem do wiadomości publicznej informacji o udzielonych zamówieniach oraz z udostępnianiem kandydatom i oferentom informacji określonych w art. 50 i 55, instytucja zamawiająca nie ujawnia informacji przekazanych jej przez wykonawców i oznaczonych przez nich jako poufne, w tym między innymi tajemnic technicznych lub handlowych oraz poufnych aspektów ofert.”

Widać, że po pierwsze, zasadą jest nie ujawnianie ofert konkurencji, po drugie, wystarczy oświadczenie o poufności, po trzecie, nie trzeba wykazywać, że informacje poufne stanowią tajemnicę przedsiębiorstwa (posłużono się frazą „w tym między innymi”). Spodziewam się, że wszyscy wykonawcy powszechnie z tego korzystają.

Również Bank Światowy nie dopuszcza grzebania po ofertach konkurencji i od zawsze uważa, że nasze przepisy i obyczaje łamią międzynarodowe standardy przetargowe. Podobnie Porozumienie GPA w art. XVII stwierdza:
„2. Bez uszczerbku dla innych postanowień niniejszego Porozumienia, Strona, łącznie z jej podmiotami zamawiającymi, nie udziela żadnemu konkretnemu dostawcy informacji, które mogłyby zakłócić uczciwą konkurencję między dostawcami.

3. Żadne z postanowień niniejszego Porozumienia nie może być interpretowane w sposób, który wymagałby od Strony, łącznie z jej podmiotami zamawiającymi, instytucjami i organami odwoławczymi, ujawnienia informacji poufnych, jeżeli ich ujawnienie:

a) utrudniłoby egzekwowanie prawa;
b) mogłoby zakłócić uczciwą konkurencję między dostawcami;
c) naruszyłoby uzasadnione interesy handlowe określonych osób, w tym przysługujące im prawa własności intelektualnej; lub
d) byłyby sprzeczne z interesem publicznym w innych aspektach.”

Znów zasadą jest nie ujawnianie informacji poufnych. Czy procedury określone w dyrektywach, GPA i BŚ są złe / nieuczciwe / niewłaściwe? Nie chronią biednych wykonawców przed potężnymi i skorumpowanymi zamawiającymi? Czy może nam pomieszał zmysły kult jawności / przejrzystości / przeciw-korupcji, na którego ołtarzu poświęciliśmy nie tylko racjonalność i gospodarność, ale nawet zwykłą uczciwość kupiecką, umożliwiając wykonawcom podglądanie / kopiowanie / podkupywanie i inne nieuczciwe praktyki.

Czego wykonawca może się dowiedzieć o ofertach konkurencji

W cywilizowanych systemach zamówień publicznych wykonawca nie może uzyskać wglądu do ofert konkurencji. Czy to znaczy, że nic nie wie o ich zawartości? Wie co nieco. Informowanie wykonawców przegrywających przetarg odbywa się w ramach tzw. debriefingu.

Dyrektywa klasyczna opisuje to w ten sposób (art. 55 ust. 2):

„Na wniosek zainteresowanego kandydata lub oferenta, instytucja zamawiająca tak szybko, jak to możliwe, a w każdym razie w terminie 15 dni od otrzymania pisemnego wniosku informuje:

a) każdego niewybranego kandydata o powodach odrzucenia jego wniosku o dopuszczenie do udziału;

b) każdego niewybranego oferenta o powodach odrzucenia jego oferty, w tym – w przypadkach określonych w art. 42 ust. 5 i 6 – o powodach decyzji o braku równoważności lub decyzji stanowiącej, że roboty budowlane, dostawy lub usługi nie spełniają wymagań wydajnościowych lub funkcjonalnych;

c) każdego oferenta, który złożył dopuszczalną ofertę, o cechach i mających znaczenie zaletach oferty, która została wybrana, jak również o nazwie/imieniu i nazwisku zwycięskiego oferenta lub nazwach/imionach i nazwiskach stron umowy ramowej;

d) każdego oferenta, który złożył dopuszczalną ofertę, o przebiegu i postępie negocjacji i dialogu z oferentami.”

Jak widać nie przewiduje się informowania wykonawców o powodach wykluczenia konkurencji ani o powodach odrzucenia konkurencyjnych ofert (a u nas żąda się nie tylko informacji, ale i prawa do kwestionowania rozstrzygnięć podejmowanych wobec konkurentów).

Tylko wykonawca, który przeszedł do etapu oceny ofert (nie został wykluczony ani jego oferta nie została odrzucona) może dowiedzieć się dlaczego przegrał, a właściwie w jakim zakresie wybrana oferta była korzystniejsza od jego oferty, a dokładnie „o cechach i mających znaczenie zaletach oferty, która została wybrana”. To wszystko! Kropka.

Dodatkowo ust. 3 tego przepisu zawiera dalsze ograniczenia: „Instytucje zamawiające mogą podjąć decyzję o nieudzielaniu pewnych informacji, o których mowa w ust. 1 i 2, dotyczących udzielenia zamówienia, zawarcia umowy ramowej lub dopuszczenia do dynamicznego systemu zakupów, jeżeli ich ujawnienie mogłoby utrudnić egzekwowanie prawa lub byłoby w inny sposób sprzeczne z interesem publicznym, mogłoby szkodzić uzasadnionym interesom handlowym konkretnego wykonawcy publicznego lub prywatnego, bądź mogłoby zaszkodzić uczciwej konkurencji pomiędzy wykonawcami.”

A więc nawet informacje o cechach i mających znaczenie zaletach oferty, która została wybrana mogą nie zostać przekazane, jeżeli ich ujawnienie mogłoby np. szkodzić uzasadnionym interesom handlowym konkretnego wykonawcy lub uczciwej konkurencji pomiędzy wykonawcami. Podobne zasady stosowane są pod rządzami GPA oraz w przetargach Banku Światowego. Nieuczciwe? Jasne, tylko Polska jest żoną cezara…

Jak w tej sytuacji wnieść odwołanie?

No właśnie, to jest istota problemu. Nie chodzi o to, aby złożyć najlepszą ofertę, lecz aby podważyć pozostałe i wygrać z ofertą gorszą. Żeby nie było wątpliwości: ochrona informacji poufnych i tajemnic handlowych dotyczy również procedur odwoławczych.

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wskazywał na gruncie dyrektyw odwoławczych m. in.: „Artykuł 1 ust 1 dyrektywy Rady 89/665 (…) w brzmieniu nadanym przez dyrektywę 92/50 (…) należy interpretować w ten sposób, że organ powołany do rozpoznania odwołań powinien zapewniać poufność i prawo do przestrzegania tajemnicy handlowej w stosunku do informacji zawartych w aktach przedłożonych mu przez strony sporu, w szczególności zaś przez instytucję zamawiającą, przy czym on sam może zapoznawać się z takimi informacjami i brać je pod uwagę. W istocie w ramach odwołania od decyzji instytucji zamawiającej wydanej w ramach postępowania przetargowego zasada kontradyktoryjności nie wymaga tego, by strony miały nieograniczone i absolutne prawo dostępu do całości informacji dotyczących danego postępowania przetargowego, przedłożonych organowi powołanemu do rozpoznania tego odwołania. Wręcz przeciwnie, to prawo wglądu należy wyważyć względem prawa innych podmiotów gospodarczych do ochrony ich poufnych informacji i tajemnic handlowych”  (Wyrok Trybunału Sprawiedliwości z dnia 14.02.2008 r., sygn. akt: C-450/06.).

Sprawa jest jasna: organ odwoławczy (KIO, SO), podobnie zresztą, jak organy kontrolne (których u nas dostatek) mają dostęp do całości dokumentacji z postępowania, w tym do całości ofert. Natomiast wykonawcy otrzymują jedynie stosowne informacje w ramach debriefingu. Jeśli informacje te wzbudzą w nich podejrzenie naruszenia przepisów ustawy, mają prawo wnieść odwołanie. Odwołanie bazujące na przypuszczeniach, nie dowodach i uprawdopodobniające naruszenie.

Takie odwołania były wnoszone w starych, dobrych czasach. Bywają wnoszone i dziś, gdy wykonawcy uda się zastrzec jakieś informacje jako tajemnicę przedsiębiorstwa. No właśnie: uda się. Coraz częściej KIO podważa zasadność utajnienia informacji. Nie wystarczają już zastrzeżenia, nie wystarczają już standardowe uzasadnienia, przestają wystarczać kilkunastostronicowe. KIO żąda dowodów, wykazania, powiązania uzasadnienia z konkretnymi informacjami zawartymi w ofercie itp., itd. Ciekawe dlaczego?

Jeśli mam prawo utajnić personel, który skompletowałem na potrzeby realizacji zamówienia, powody jego utajnienia są niezależne od tego, czy nazywa się on Kowalski, czy Nowak. Jeśli mam prawo utajnić KRK personelu, to nie dlatego, że utajniam nazwiska konkretnych osób (które i tak figurują w KRS), lecz dlatego, że na KRK znajdują się dane osobowe, których nie mam obowiązku ujawniać nikomu (poza tymi, którzy na mocy odrębnych przepisów mają do nich dostęp). Itd.

Moim zdaniem należy utajniać wszystko, co nie jest jawne na mocy odrębnych przepisów, łącznie z ZUS, US, prywatnymi referencjami, a może i publicznymi (o ile zawierają szczegółowe informacje, o których nie można się legalnie dowiedzieć) potencjałem technicznym, kadrowym i finansowym.

Skutki uboczne jawności ofert

Skąd bierze się ten trend? Czy nie pamiętamy skutków wprowadzenia jawności ofert? Czy każde pokolenie musi samo się sparzyć? To może przypomnę. Po latach podejmowania przez zamawiających rozsądnych i efektywnych decyzji (od czego zaczęliśmy), wprowadzono przepis zapewniający jawność oferty. Wykonawcy, którzy złożyli gorsze oferty zaczęli kwestionować wybór, wynajdując coraz bardziej wydumane przesłanki odrzucenia oferty lub wykluczenia wykonawcy.

Szybko okazało się, że – choć własnej oferty złożyć bezbłędnie nie umieją – doskonale wynajdują błędy w ofertach konkurencji.

Pełnomocnicy przekonali najpierw zespoły arbitrów, a później członków KIO do polityki „zero tolerancji”: nie ma błędów mniejszych i większych, każdy błąd, omyłka czy nieprawidłowość muszą skutkować odrzuceniem oferty – i to w czasach, gdy stosowny przepis nakazywał odrzucenie oferty „sprzecznej z SIWZ”. Toż to była dynamiczna wykładnia przymiotnika „sprzeczny”! Hiper-formalizm, który zapanował (a którego skandalicznym ukoronowaniem był, jak sądzę, arbitraż dotyczący mostu AOW) zawdzięczaliśmy „czepialstwu” złych, a przynajmniej gorszych, czyli przegrywających przetarg wykonawców. Specjaliści wygrywali z piątego i wyższego miejsca. Te same zasady zaczęły obowiązywać w zakresie warunków udziału w postępowaniu oraz, w mniejszym stopniu, w zakresie kryteriów oceny ofert.

Mając świadomość, że wszystko zostanie „przeorane” zamawiający zaczęli rezygnować z warunków udziału (zwłaszcza nieprecyzyjnych), oraz z kryteriów pozacenowych (zwłaszcza niewymiernych). I wylądowaliśmy w polskim światku zamówień publicznych:

  • bez badania kwalifikacji wykonawców, 
  • z jednym kryterium cena oraz 
  • z jednostronicowymi ofertami, w których wykonawca ma wpisać jedynie wynagrodzenie ryczałtowe brutto w miejscu na to przeznaczonym (i nie ma gdzie się pomylić).

Być może była to rozsądna reakcja obronna na strategie wykonawców, skutkujące w praktyce ciągłym czołganiem zamawiającego, jednak jedynie reakcja obronna a nie sytuacja normalna. W normalnym świecie zamawiający nie boją się podejmowania decyzji i nie rządzi nimi obawa, aby nie przegrać w KIO.

Dlaczego zamawiający mają w tym trwać? Dlaczego mają zażywać lekarstwo łagodzące objawy choroby? I mające drastyczne skutki uboczne. Dlaczego nie zlikwidować samej choroby? A chorobą, która przeżera nasze zamówienia publiczne (nie jedyną, ale jedną z najważniejszych) jest Przeklęta Jawność Ofert.

 

Powyższy tekst ukazał się w numerze 06/2018 Miesięcznika Zamówenia Publiczne. Doradca.

Autor: Dariusz KOBA

Czytaj dalej...
  • Czytany: 9520 razy

Czy rzeczywiście nie można odrzucić oferty, która spełnia wszystkie standardy jakościowe, lecz której ocena jakościowa dokonana w oparciu kryteria jakościowe jest za niska? Oczywiście, że można. Czy rzeczywiście nie można odrzucić oferty zbyt drogiej? Jasne, że można. Uważam nawet, że można odrzucić ofertę zbyt tanią i to bez procedury wyjaśniania rażąco niskiej ceny.

Oferta za słaba

Zamawiający może postawić wykonawcom wymagania na dwa sposoby: jako warunki, czyli wymagania bezwzględne, których nie spełnienie skutkuje wykluczeniem wykonawcy lub odrzuceniem oferty oraz jako kryteria, których spełnianie jest oceniane na skali.

Wymagania odnoszące się do wiarygodności wykonawców, czyli warunki udziału w postępowaniu oraz kryteria selekcji pomijamy w tym miejscu. Wymagania odnoszące się do przedmiotu zamówienia można określić jako warunki, na które składają standardy jakościowe i warunki realizacji oraz kryteria przedmiotowe i kontraktowe (pomijamy w tym miejscu ich rozróżnienie).

Podstawowym sposobem formułowania wymagań jakościowych, dotyczących przedmiotu zamówienia są wymagania określone w sposób bezwzględny. Obejmują one minimalne parametry techniczne, standardy jakościowe oraz bezwzględnie wymagane warunki realizacji zamówienia. Oczywiste jest, iż złożenie oferty nie spełniającej tych wymagań skutkować musi jej odrzuceniem (z wyjątkiem nieistotnych błędów w ofertach).

Czy można jednak odrzucić ofertę, która spełnia co prawda wszystkie postawione w sposób bezwzględny wymagania, lecz nie oferuje spodziewanego, minimalnego poziomu jakości? Można.

A gdzie to jest napisane? A dlaczego miałoby być napisane? Nie potrzebujemy przyzwolenia na takie działanie, i na każde inne, o ile nie stanowi bariery w dostępie do zamówienia. Przede wszystkim – Pzp należy do gałęzi prawa cywilnego, w którym rządzi zasada: co nie jest zakazane, jest dozwolone. Ponadto: Pzp stanowi zbiór praw podmiotowych wykonawców, stojących na straży ich dostępu do zamówienia, co oznacza, że nie wolno tworzyć przed nimi barier nie opartych na przepisach ustawy.

Łącząc obie zasady otrzymujemy podstawową zasadę interpretacyjną ustawy Pzp: co nie jest zakazane – jest dozwolone, chyba, że stanowi dla wykonawców dodatkową barierę w dostępie do zamówienia.

Określenie zasady, iż oferta nie prezentująca określonego, minimalnego poziomu jakościowego mierzonego stopniem spełniania kryterium jakościowego nie stanowi bariery w dostępie do zamówienia, więc może być stosowana. Po drugie, zasada ta była nam narzucona przed wejściem do UE i dotyczyła zamówień współfinansowanych ze środków unijnych.

Stosowany przy wydatkowaniu środków przedakcesyjnych (do roku 2006 w Programie ISPA również w Polsce, obecnie w innych krajach) podręcznik PRAG („Practical Guide to Contract Procedures for EU External Actions”) zawsze zalecał taką ocenę ofert w przypadku zamawiania usług. Wersja stosowane w Polsce (z 2003 roku) w pkt 3.3.10.3 EVALUATION OF TECHNICAL OFFERS (ocena ofert technicznych, jakościowych) narzucała:

„Once the Committee has established each technical offer's average score (the mathematical average of the final scores awarded by each voting member), any tender falling short of the 80-point threshold is automatically rejected. If no tender achieves 80 points or more, the tender procedure is cancelled. The Committee considers only tenders that have obtained at least 80 points.”

Co się tłumaczy na:

„Po ustaleniu przez Komisje przetargową średniej oceny każdej oferty technicznej (średnia matematyczna ostatecznych wyników przyznanych przez każdego członka oceniającego), każda oferta, która nie osiąga progu 80 punktów, jest automatycznie odrzucana. Jeżeli żadna oferta nie uzyska 80 punktów lub więcej, przetarg zostaje unieważniony. Komisja bierze pod uwagę jedynie oferty, które uzyskały co najmniej 80 punktów.”

Zasada ta jest nie tylko zgodna z prawem europejskim, ale bywa nawet narzucana jako jedyne słuszne podejście do niektórych zamówień.

Po trzecie, niedawno zasadność takiego działania potwierdził TS UE w wyroku z dnia 20 września 2018 r. w sprawie C-546/16 Montte. Dotyczyła ona przepisu hiszpańskiej ustawy o zamówieniach publicznych, która przewiduje m. in.:

„W przypadku gdy postępowanie przetargowe zostaje podzielone na więcej etapów, należy wskazać, na których z nich mają zastosowanie poszczególne kryteria, a także minimalną liczbę punktów, jaką musi uzyskać oferent, aby móc dalej uczestniczyć w procesie selekcyjnym.”

Zamawiający na tej podstawie wskazał, że nie podda ocenie ekonomicznej oferty która uzyska mniej, niż 35 z możliwych do uzyskania 50 punktów za ocenę techniczną. Jeden z wykonawców, Monte, wniósł odwołanie podnosząc, że „należy stwierdzić nieważność wymogu, zgodnie z którym w celu dalszego uczestnictwa w procesie selekcyjnym konieczne jest uzyskanie minimalnej liczby punktów po zakończeniu etapu technicznego, jako że wymóg ten ogranicza dostęp oferentów do etapu ekonomicznego procedury udzielania zamówienia i praktycznie pozbawia znaczenia przewidzianego w owej specyfikacji zamówienia sposobu łącznego wyważania kryteriów technicznych i ekonomicznych.

Montte twierdzi, że w odróżnieniu od kryterium ceny, które ma zastosowanie automatycznie według określonej formuły, kryteria techniczne, podlegające mniej obiektywnej ocenie, są w praktyce wyważane w porównaniu do 100% łącznej punktacji. W związku z tym, zdaniem Montte, poprzez zastosowanie takich kryteriów oferenci nie mogę zostać ocenieni również ze względu na zaoferowaną przez nich cenę, a w konsekwencji Musikene (zamawiający) nie może poznać, po wyważeniu wszystkich kryteriów, najbardziej korzystnej oferty.

Sąd hiszpański zadał m. in. pytanie prejudycjalne:

„Czy jest sprzeczny z dyrektywą [2014/24] przepis krajowy, taki jak art. 150 ust. 4 [tekstu jednolitego ustawy o zamówieniach publicznych], bądź też wykładnia czy też sposób stosowania tego przepisu, które dają instytucjom zamawiającym możliwość ustanowienia w specyfikacji dotyczącej zamówienia udzielanego w trybie procedury otwartej kryteriów udzielenia zamówienia, które stosowane są na kolejnych etapach służących eliminowaniu tych ofert, które nie uzyskają ustalonej uprzednio minimalnej liczby punktów?”

Na tak zadane pytanie TSUE odpowiedział m. in.:

„Artykuł 66 dyrektywy 2014/24 należy interpretować w ten sposób, że nie stoi on na przeszkodzie stosowaniu przepisów prawa krajowego takich jak rozpatrywane w postępowaniu głównym, które pozwalają instytucji zamawiającej na ustanowienie w specyfikacji dotyczącej zamówienia udzielanego w trybie procedury otwartej minimalnych wymagań co do oceny technicznej, co powoduje, że złożone oferty, które nie osiągną ustalonej uprzednio minimalnej liczby punktów po zakończeniu tej oceny, są wykluczane z kolejnych etapów udzielania zamówienia i to niezależnie od tego, ilu oferentów pozostało.”

Orzeczenie to należy odnieść, oczywiście, również do praktyki polskiej, w której brak analogicznego przepisu i równocześnie brak zakazu stosowania takich rozwiązań (może warto wprowadzić do nowej ustawy).

Ostatnim argumentem za stosowaniem takiego rozwiązania jest to, że taki sposób wyboru najkorzystniejszej oferty jest skutecznym sposobem zapewnienia odpowiedniej jakości ofert.

Oferta za droga

„Od zawsze” zgłaszaliśmy postulaty, aby przewidzieć w ustawie odrzucenie zbyt drogich ofert. Dotychczasowe rozwiązanie dopuszcza jedynie unieważnienie postępowania w sytuacji, gdy najkorzystniejsza oferta jest zbyt droga, mimo tego, że zamawiający dysponuje ofertami, na które go stać. Toż jest absurdalny i niczym nie uzasadniony pomysł.

Nowe dyrektywy przewidują odrzucenie ofert niedopuszczalnych, wśród których wymienia się, m. in. „oferty, których cena przekracza budżet instytucji zamawiającej, ustalony i udokumentowany przed rozpoczęciem postępowania o udzielenie zamówienia”.

Dyrektywy nie zakładają ujawnienia budżetu w ogłoszeniu lub dokumentacji przetargowej jako warunku odrzucenia oferty. Pozwalają na odrzucenie ofert przekraczających kwotę, nawet jeśli została podana wykonawcom dopiero bezpośrednio przed otwarciem (jak w Polsce). Tym bardziej dopuszczalne jest odrzucenie oferty, której cena przekracza kwotę określoną w SIWZ w sytuacji jednoznacznego poinformowania wykonawców o takiej regule.

Nie widzę przeszkód, więcej: stosuję od lat w praktyce postanowienia specyfikacji jednoznacznie przewidujące odrzucenie zbyt drogiej oferty.

Przede wszystkim – brak takiego zakazu. Ustawa określa minimalną zawartość specyfikacji i nie wyklucza ani wskazania na odrzucenie zbyt słabych jakościowo ofert, ani zbyt drogich. Więcej, stosowanie niektórych, zalecanych wzorów do oceny ofert w kryterium cenowym wymaga odrzucenia ofert zbyt drogich (nie da się wyliczyć logarytmu przy cenie wyższej od podanego budżetu).

Dodatkowo, w dzisiejszym stanie gospodarki brak informacji o budżecie powoduje powszechną konieczność unieważniania przetargów z powodu przekroczenia kwot. Poinformowanie wykonawców o przewidywanym budżecie powoduje albo brak ofert albo postulaty wykonawców dotyczące podniesienia kwoty.

Oba skutki są pożądane. Jeśli wykonawcy poinformują zamawiającego zawczasu o niewystarczającej wysokości środków przeznaczonych na sfinansowanie zamówienia dają mu szansę zmiany SIWZ albo poprzez zwiększenie kwoty, albo poprzez ograniczenie zakresu zamówienia. Jeśli jedynym skutkiem zamieszczenia takiej informacji w SIWZ będzie brak ofert, wykonawcy nie ponoszą przynajmniej nakładów koniecznych do przygotowania ofert.

Oferta za tania

Od dawna postulowane jest wprowadzenie do ustawy zasady odrzucania najtańszej oferty, jednakże, jak wiadomo, nie byłaby ona legalna.

Mamy w ustawie przesłankę odrzucenia oferty z rażąco niską ceną po uprzednim zwróceniu się do wykonawcy o wykazanie, że jego cena jest odpowiednia. Wynika to z orzecznictwa TSUE (np. wyrok z dnia 27 listopada 2001 r. w sprawach połączonych C-285/99 i C-286/99 Lombardini i Mantovani) i nie jest do podważenia. Niemniej, orzeczenia Trybunału mają zastosowanie do zamówień podlegających jego jurysdykcji.

W przypadku pozostałych zamówień, czy to przedmiotowo wyłączonych spod dyrektywy i Pzp, czy to wyłączonych z powodu niewielkiego znaczenia gospodarczego można byłoby pokusić się o wprowadzenie takiej zasady.

Proponuję nie tyle odrzucanie najtańszych ofert, co przyjęcie zasady postulowanej przez Williama Vickrey’a, laureata nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii za 1996 r. Zgrabnie opisał jego koncepcję Grzegorz Bednarczyk wiele lat temu wszponachzamówień.pl:

„Omówię tu pokrótce tę koncepcję, posługując się przykładem typowego zamówienia publicznego. Cała sprawa sprowadza się w praktyce do tego, iż składający ofertę w przetargu zwykle wie, za jaką minimalną kwotę może wykonać przedmiot zamówienia. W jego interesie jest jednak wykonanie przedmiotu zamówienia za cenę wyższą od tej minimalnej – chciałby przecież zarobić więcej. Składając ofertę – w sytuacji, w której jest ona ostateczna, a tak przecież jest zwykle w zamówieniach publicznych – ma problem. Jeśli chce zarobić więcej, musi ocenić, jakie oferty mogą pojawić się ze strony konkurencji i w swojej ofercie skalkulować cenę nie minimalną, ale na tyle wysoką, by zadowolić swoją chęć zarabiania, i jednocześnie na tyle niską, aby zapewnić sobie zwycięstwo w przetargu.

Jakie mogą być konsekwencje? Nie zawsze, ale zwykle bolesne dla zamawiającego. Załóżmy, że mamy dwóch wykonawców, A i B, konkurujących o uzyskanie jednego zamówienia publicznego. Wykonawca A gotów byłby to zrobić przy minimalnej marży za 100 zł. Wolałby uzyskać jednak ciut więcej i analizując, z jaką ceną może mu z boku „wyskoczyć” konkurencja składa ostatecznie ofertę z ceną 120 zł. Jego konkurent, wykonawca B, tymczasem ocenia minimalną cenę zamówienia na 105 zł, ale pozwala sobie na ryzyko złożenia oferty z ceną 115 zł. Przetarg wygrywa wykonawca B, zamawiający zapłaci 115 zł. Mimo iż na rynku był wykonawca zdecydowany zrobić to nawet za 100 zł, a ten wybrany wykonawca zrobiłby to nawet za 105 zł, a więc 10 zł taniej.

Cóż opisał Vickrey? Mechanizm, który powoduje, że oferent w przetargu nie ma interesu w ukrywaniu swej minimalnej ceny – nie musi oceniać ryzyka złożenia niższej oferty przez konkurencję. To mechanizm premii. Zamiast kombinować, wykonawca składa ofertę ze swoją ceną minimalną, ale – jeśli wygra – dostaje tyle, ile zaoferował najgroźniejszy konkurent. Wracając do naszego przykładu: A – 100 zł, B – 105 zł. Przetarg wygrywa wykonawca A, ale nie realizuje zamówienia za to swoje minimalne 100 zł, ale za 105 zł: otrzymuje premię za ujawnienie swojej stawki minimalnej. Zarabia więcej, niż uznawał to za minimum (ba, w ogóle wygrywa przetarg, podczas gdy w „normalnym” schemacie wcale to nie było takie pewne, jak pokazuje nasz przykład). Zamawiający zaoszczędza, bo płaci tylko 105 zł, a nie 115 zł, jak to było w pierwotnym zamówieniu.”

Dlaczego nie zastosować takiej zasady do zamówień nie podlegających orzeczeniom TSUE? Może zdobylibyśmy dowody empiryczne potwierdzające zasadność tej teorii i może zostałaby z czasem uznana za słuszną, raz na zawsze rozwiązując problem rażąco niskich cen, i to bez budzących wątpliwości zasad ich wyjaśniania.

Powyższy tekst ukazał się w numerze 12/2018 Miesięcznika Zamówenia Publiczne. Doradca.

Autor: Dariusz KOBA

Czytaj dalej...
  • Czytany: 7683 razy

Jest nam niezmiernie miło poinformować, iż Pan Dariusz Koba został członkiem Rady Zamówień Publicznych.

W dniu 6 marca 2017 r. w Urzędzie Zamówień Publicznych odbyła się oficjalna uroczystość w trakcie której Mateusz Morawiecki Wiceprezes Rady Ministrów, Minister Rozwoju i Finansów wręczył akty powołania członkom Rady.

W skład Rady Zamówień Publicznych weszli:

Pan Janusz Niedziela – Przewodniczący Rady Zamówień Publicznych
Pani Iwona Bendorf-Bundorf
Pan dr Łukasz Bernatowicz
Pan prof. dr hab. Andrzej Borowicz
Pan Tomasz Czajkowski
Pan Wojciech Hartung
Pan Dariusz Koba
Pan Marek Kowalski
Pani Agnieszka Olszewska
Pan dr Wojciech Robaczyński
Pan Michał Rogalski
Pani Joanna Sauter-Kunach
Pani Sylwia Szczepańska
Pan prof. dr hab. Ryszard Szostak
Pani Ewa Wiktorowska

Zdjęcie tytułowe - Urząd Zamówień Publicznych.
Źródło informacji: https://www.uzp.gov.pl/urzad-zamowien-publicznych/powolanie-rady-zamowien-publicznych

Czytaj dalej...